Z pewnością jest to jeden z najbardziej znanych tekstów Nowego Testamentu. Może nawet czasem wydaje się nam, że zbyt dobrze znamy już tę przypowieść, aby ją słuchać w kościele po raz kolejny. A jednak jest to tekst, w którym w sposób chyba najpiękniejszy, najbardziej przekonywujący ukazuje się dobra, radosna nowina o naszym zbawieniu.
Młody człowiek odchodzi z domu rodzinnego sądząc, że prawdziwe szczęście znajdzie poza nim, że on sam ma najlepsze rozeznanie, co jest dla niego dobre i wartościowe. Oczywiście, ojciec mógłby się sprzeciwić, mógłby rzec: nie pozwalam, ale widocznie doszedł do wniosku, że wówczas wzajemne, domowe relacje stałyby się nie do zniesienia - ciągłe spięcia, kłótnie, a może pełne gniewu milczenie ciągnące się tygodniami? Pozwolił więc synowi odejść i szukać własnego Edenu. Może był to wybór mniejszego zła?
Młodzieniec odszedł, ale wkrótce się okazało, że styl życia, jaki przyjął (rozrzutność, rozwiązłość) wcale go do szczęścia nie doprowadził - kiedy nastał w owej krainie głód, a on wydał już wszystkie pieniądze, jego sytuacja materialna okazała się beznadziejna. Co prawda, mógł powrócić do domu rodzinnego, ale widać nadal uważał, że sam potrafi wybrnąć z trudnych sytuacji życiowych. A może był jeszcze zbyt dumny, by wrócić, prosić o przebaczenie i uznać swą niewystarczalność?
Przystał więc do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pole, aby pasł świnie. Dla Żyda była to czynność bardzo poniżająca. Już samo to zwierzę uważano za nieczyste i nie wolno go było ani dotykać, ani spożywać, nie mówiąc o stałym przebywaniu wśród świń i pasieniu ich! Czegoś bardziej poniżającego nie dałoby się już chyba wymyśleć.
Młodzieńca czeka jednak jeszcze gorsze doświadczenie - oto z głodu gotów jest nawet spożywać strąki, którymi żywią się świnie, ale - jak powiada Łukasz - nikt mu ich nie dawał. Dopiero teraz coś się w nim przełamało. Zobaczył, że tak dalej nie ma sensu. Zamiast szczęścia znalazł jedynie nędzę i skrajne poniżenie. Najemnicy mojego ojca mają się lepiej niż ja tutaj, w obcym kraju! Zabiorę się i pójdę do mojego ojca i powiem: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie, nie jestem już godzien nazywać się twoim synem, uczyń mnie jednym z twoich najemników. Te słowa zanotowane przez Łukasza wydają się być świadectwem autentycznego, prawdziwego nawrócenia. Młody człowiek odczuł całą marność swej sytuacji: głód, upadek moralny, hańbiąca praca, a do tego jeszcze nie dająca mu chyba spokoju myśl o przykrości wyrządzonej bądź co bądź rodzonemu ojcu.
Może ktoś powie, że motywy nawrócenia były zbyt wyrachowane i egoistyczne? A czy czasami nie takie właśnie motywy rządzą ludzkim nawróceniem? Czyż często nie nawracamy się po prostu dlatego, że jest nam źle, że cierpimy, że jesteśmy “pokaleczeni” przez życie, a nie dlatego, że zasmuciliśmy kogoś, kto nas kocha?
Zresztą, nie “jakość” motywów jest tutaj najważniejsza. Najważniejsze jest to, że na powracającego młodzieńca czeka - stojący już daleko, daleko przed rodzinnym domem - kochający ojciec! Łukasz Ewangelista opowiada, że ojciec wzruszył się głęboko (użyty tu termin grecki oznacza pełne współczucia ulitowanie się nad kimś), podbiegłszy rzucił mu się na szyję i ucałował go. I gdyby nawet marnotrawny syn nie wypowiedział teraz owych słów żalu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie, to ojcu najważniejszy był przecież jego powrót - on już wyrażał wszystko.
Jezus, opowiadając tę scenę, pragnął w niej przekazać prawdę, że to Bóg jest owym kochającym ojcem, który naprawdę darzy nas ogromną miłością i cieszy się niezmiernie z każdego nawracającego się swego dziecka. Nie są dla Niego aż tak ważne motywy nawrócenia: płytkie czy wzniosłe. Ważny jest sam fakt uznania swojej grzeszności i swego odejścia (ojcze, zgrzeszyłem przeciw niebu i względem ciebie), ważna jest chęć powrotu.
W dwu sąsiednich perykopach o zaginionej owcy i zagubionej drachmie czytamy, że w niebie większa jest radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z wszystkich pozostałych, którzy (słusznie lub niesłusznie) nawrócenia nie potrzebują. Bóg-Ojciec cieszy się zatem z naszego powrotu do rodzinnego domu, do wspólnoty Kościoła.
W tym właśnie zawiera się radosna, dobra nowina o zbawieniu, a my nie powinniśmy Ewangelii ogołacać z jej wyzwalającej mocy, radości i pokoju, które z sobą niesie, żądając na przykład od nawracającego się absolutnej doskonałości motywów nawrócenia. Nie bądźmy podobni do owego drugiego syna, uważającego siebie za całkowicie sprawiedliwego i zawsze wiernego ojcu, i irytującego się z powodu tak łatwego przebaczenia grzechów temuż marnotrawnemu, który swój majątek roztrwonił z nierządnicami! Boża miłość i Jego przebaczenie są - Bogu dzięki! - większe niż nasze wąskie serca mogą to pomieścić i zaakceptować.
A może…, a może trzeba nam czasem daleko odejść i głęboko upaść, aby wreszcie zrozumieć coś z ojcowskiej miłości naszego Boga?…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz