Czy cierpienie jest wpisane w życie chrześcijanina?
W życiu każdego człowieka pojawia się doświadczenie cierpienia, choroby, niekiedy odrzucenia czy niezrozumienia, często samotności, czy też poczucia niepotrzebności. W przypadku chrześcijan - o dziwo! - może to stać się wręcz doznaniem permanentnym. O ile należymy do Jezusa, będziemy zawsze “na cenzurowanym”, doświadczymy nienawiści i odrzucenia ze strony “świata”, ale w końcu też - Bogu dzięki! - i zmartwychwstania dzięki Niemu.
Na wstępie wypada wyjaśnić, czym jest pojęcie “świat” w rozumieniu ewangelicznym. Otóż św. Jan Apostoł i Ewangelista zazwyczaj określa tym terminem wszystkie siły wrogie Bogu, a zatem szatana, duchy nieczyste i ludzi, którzy jemu służą. Jest to więc pojęcie pejoratywne, będące przeciwieństwem wspólnoty Kościoła i Królestwa Bożego. Znając to rozróżnienie, łatwiej będzie zrozumieć takie wypowiedzi Janowe, jak np. ta: “Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33). Także św. Łukasz pisze, że Jezus stał się znakiem sprzeciwu wobec świata: “oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą” (2,34).
Cierpienie chrześcijanina wypływa zatem przede wszystkim z napięcia między tym, co Boże, a tym, co nim nie jest na tym świecie. Wyraźnie wskazuje na to Jezus, choć niekiedy wypowiada się na sposób enigmatyczny: “czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam” (Łk 12,51). Oczywistą jest sprawą, że Jezus nie przyszedł, aby ludzi skłócać ze sobą i dzielić, ale opowiedzenie się za Nim lub przeciw Niemu wywołuje polaryzację stanowisk nawet w ramach jednej rodziny: “Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej” (Łk 12,52). Chrześcijanin, podobnie jak Jezus, nie chce wywoływać konfliktów, ale staje się znakiem sprzeciwu i doświadcza w związku z tym cierpienia.
W Starym Testamencie cierpienie i chorobę traktowano na ogół jako karę za grzechy popełnione przez siebie lub kogoś z przodków. Pojawia się też problem cierpienia w niczym niezawinionego (doświadcza go np. bohater Księgi Hioba czy Sługa Pański w Księdze Izajasza). Skrajnym przykładem jest stary Tobiasz z Księgi nazwanej jego imieniem, który cierpiał właśnie dlatego, że spełniał dobro.
Stąd już mamy tylko krok do rozumienia cierpienia w duchu nowotestamentowym. Okazuje się, że uczeń Jezusa tym bardziej cierpi, im jest Go bliżej, im bardziej do Niego przynależy: “a wszyscy ci, którzy chcą żyć zbożnie w Jezusie Chrystusie, będą prześladowani” (2Tm 3,12). Dlaczego? Nowy Testament daje na to szereg odpowiedzi: po pierwsze, “ ‘sługa nie jest większy od swego pana’. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,20). Chrześcijanin dostępuje zatem udziału w bolesnym doświadczeniu Jezusa: “Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty, niech się stanie!” (Mk 14,36). Jezus doświadczył na krzyżu przerażającego uczucia opuszczenia przez Ojca i osamotnienia w cierpieniu: “Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?!” (Mk 15,34; zob. Ps 22,2). Czyż tego samego nie doświadcza nieraz i jego uczeń?!
Po drugie, chrześcijanin w swoim ciele dopełnia “braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Zdaniem św. Pawła, każde cierpienie chrześcijanina połączone z cierpieniem Jezusa i ofiarowane dla dobra wspólnoty Kościoła, ma swoją ogromną wartość przed Bogiem. Wartość, którą tu, na ziemi, nie jesteśmy w stanie ani oszacować, ani zrozumieć.
A co w zamian?
Tyle o przyczynach i sensie cierpienia. Ale czy jest coś w zamian? Jakaś nagroda? Przyszła rekompensata? Paweł pisze, że nagrodą jest udział w Bożej chwale: “niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku” (2Kor 4,17); “sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, który ma się w nas objawić” (Rz 8,18). Z tych dwu wypowiedzi wynika, że św. Paweł, który sam doświadczył wielu cierpień i prześladowań, uważał je mimo wszystko za “niewielkie”, których nawet “nie można stawiać na równi” z radością przyszłego przebywania z Bogiem w niebie.
Z kolei św. Piotr traktuje cierpienia chrześcijan jako coś “normalnego”, co raczej winno być powodem do radości, aniżeli smutku: “Umiłowani! Temu żarowi, który w pośrodku was trwa dla waszego doświadczenia, nie dziwcie się, jakby was spotkało coś niezwykłego, ale cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1P 4,12n). No i weź tu ponarzekaj!
Cierpienie widziane okiem świętych
Cierpienie stało się udziałem wielu świętych Kościoła, np. św. Róża z Limy umierając w wieku ok. 25 lat miała powiedzieć, że jeśli dalej żyć, to tylko po to, by cierpieć. Siostra Faustyna zapisała w swoim Dzienniczku prośbę skierowaną do Jezusa, aby nie doświadczał jej więcej różnymi cierpieniami, bo czuje się jak cięciwa łuku naciągnięta do granic wytrzymałości i boi się, że jeszcze chwila, a ta cięciwa pęknie. Z kolei św. Teresa Benedykta od Krzyża (czyli Edyta Stein) uwieczniła w swych notatkach znamienne uwagi na temat “fenomenologii” cierpienia: “Kto należy do Chrystusa, musi przeżyć całe Jego życie. Musi dojrzewać do wieku Chrystusowego, musi z Nim wejść na drogę krzyżową, przejść przez Ogrójec i wstąpić na Golgotę. Lecz wszystkie cierpienia zewnętrzne są niczym w porównaniu z ciemną nocą duchową, gdy gaśnie Boskie światło i milknie głos Pana. Bóg jest w tym doświadczeniu blisko, lecz ukrywa się i milczy. Dlaczego? Są to Boże tajemnice, których choć do końca nigdy nie przenikniemy, przecież możemy je nieco zrozumieć”. I wyjaśnia to dalej w następujący sposób: “Chrystus jest Bogiem i człowiekiem; ten więc, kto chce żyć z Nim, musi uczestniczyć zarówno w Jego Boskim, jak i ludzkim życiu. Natura ludzka, którą Chrystus przyjął, dała Mu możność cierpienia i śmierci. Natura Boska, którą posiadał odwiecznie, nadała temu cierpieniu i śmierci wartość nieskończoną i moc odkupieńczą. Męka i śmierć Chrystusa powtarzają się w Jego Ciele Mistycznym i jego członkach. Każdy człowiek musi cierpieć i umierać, lecz jeśli jest żywym członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa, jego cierpienie i śmierć nabierają odkupieńczej mocy dzięki Boskości Tego, który jest jego Głową” (Liturgia Godzin. Tom Dodatkowy, 1705n).
Wytrwać aż do końca
Jak widzimy, cierpienie stało się udziałem Syna Bożego, w Jego cierpieniu miało potem udział wielu świętych, także nasze życie jest naznaczone cierpieniem i trudem. Ale chrześcijanin zawsze może w nim znaleźć wartość i przekuć to zło w dobro duchowe. Do takiej właśnie postawy zachęca nas Jezus. A przede wszystkim do wytrwania: “Wtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów, z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca (ho de hypomeinas eis telos), ten będzie zbawiony” (Mt 24,9.13). Co to jednak znaczy: “wytrwać do końca”? Do końca cierpienia, choroby? Nie. To oznacza wytrwać aż do końca swego życia na ziemi. A zatem Jezus - ku naszemu zdumieniu - nie zapowiada nam, swoim uczniom, dolce vita, czyli takiego sielankowego, szczęśliwego życia tutaj, na ziemi, pozbawionego wszelkich cierpień. Wbrew pozorom, nie będzie jakiegoś czasu odpoczynku od dźwigania codziennego krzyża. Potwierdzają to inne teksty biblijne: “Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz kto wytrwa do końca (ho de hypomeinas eis telos), ten będzie zbawiony” (Mk 13,12n). Natomiast św. Jan w liście do Kościoła w Smyrnie pisze: “Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał. Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia, abyście próbie zostali poddani, a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci (pistos achri thanatū), a dam ci wieniec życia” (Ap 2,10). Oba teksty wyraźnie łączą koniec cierpienia dopiero z końcem ludzkiego życia. Dobrzy chrześcijanie nie będą zatem zachowani od cierpienia, od śmierci, ale mają wytrwać z Chrystusem aż po śmierć. Warto tu przywołać choćby chorobę i śmierć bł. Jana Pawła II.
Nic więc dziwnego, że już św. Augustyn napisał: «Pismo św. nie obiecuje nam pokoju, ciszy i bezpieczeństwa. Przeciwnie. Ewangelie nie zamilczają utrapień, ucisków i zgorszenia. Jednakże, ‘kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony’ “ (LGD, 351). Ten sam Doktor Kościoła w Liście do Proby zamieszcza następującą zachętę: “powinniśmy ufać Panu, naszemu Bogu, że jeżeli nie oddala utrapień, to nie dlatego, iż o nas zapomina. Raczej cierpliwie znosząc zło spodziewajmy się dostąpienia dóbr większych. W taki bowiem sposób ‘moc w słabości się doskonali’ “ (LG, IV, 333). Jedno, czego chrześcijanin winien unikać, to cierpienie wywołane własnymi grzechami: “Nikt jednak z was niech nie cierpi jako zabójca albo złodziej, albo złoczyńca, albo jako [niepowołany] nadzorca obcych dóbr! Jeżeli zaś [cierpi] jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym imieniu!” (1P 4,15n).
Tyle, ze ewangeliczne pojmowanie cierpienia dotyczy JEDYNIE UDRĘKI Z POWODU CHRYSTUSA, Z POWODU PRZYNALEŻNOŚCI DO NIEGO I Z POWODU GŁOSZENIA EWANGELII. Choroby, śmierć cierpienia fizyczne i psychiczne nie związane z wiarą nie wchodzą tutaj w grę i nie o nich jest mowa w Piśmie Swiętym. Trzeba to w końcu niektórym zrozumieć!!
OdpowiedzUsuń