"Panie, ile razy mam przebaczyć memu bratu?" (Mt 18,21-35)
Jasna i zaskakująco prosta odpowiedź Jezusa na to ważne dla moralności nie tylko Synagogi, ale i Kościoła pytanie pojawia się już na samym początku tej perykopy biblijnej (w. 21n). Kolejne wiersze są jedynie ilustracją obrazującą potrzebę i motywy przebaczania w ludzkim życiu (w.23-35), ale - jakkolwiek jest to tylko ilustracja - to zawiera ona świetne, przekonujące wyjaśnienie konieczności darowania win. Przyjrzyjmy się temu tekstowi dokładniej.
Piotr, zapewne też i w imieniu pozostałych Apostołów, zadaje Jezusowi pytanie frapujące każdego wierzącego Żyda. Przytoczmy je w tłumaczeniu dosłownym: "Panie, ile razy zgrzeszy przeciwko mnie mój brat, a odpuszczę mu? Czy aż do siedmiu razy (heptakis)?" Szymon Piotr pragnie otrzymać konkretną i ostateczną odpowiedź w kwestii przebaczenia. Problem był bowiem istotny i może właśnie dlatego w kręgach rabinów żydowskich panowały spore rozbieżności co do jego rozwiązania. Jedna rzecz była na ogół jasna: bratem, któremu mogę odpuścić winy, jest drugi Izraelita. Poganin nie wchodził zupełnie w rachubę. Problem pojawiał się w kwestii: Ile razy mam mu przebaczyć? I tutaj odwoływano się do domniemanej postawy Boga wobec człowieka, twierdząc, że Jahwe przebacza tylko do trzech razy. Jeżeli komuś wybaczy czwarty raz, to jest to dowód szczególnego miłosierdzia. A zatem i Żyd może wybaczyć swemu współbratu (tzn. drugiemu Żydowi) do trzech razy. Niektórzy jednak twierdzili, że można wybaczyć do siedmiu razy, co było już ekstremalnie postępowe, żeby nie powiedzieć nowinkarskie w teologii judaizmu czasów bliskich Jezusowi. Co ciekawsze, cyfra "siedem" nie oznaczała tu chyba konkretnej, policzalnej ilości, ale - tak jak w większości tekstów biblijnych zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu - była symbolicznym określeniem pewnej zamkniętej całości obejmującej wszystko, co ma na myśli autor, wszystko, co zostało przez niego wymienione. Siódemka stała się świętą cyfrą w liturgii: pierwotne powtórzenie danej czynności liturgicznej siedem razy, gwarantujące jej skuteczność i wysłuchanie przez Jahwe, stało się z czasem symbolicznym określeniem wykonania wszystkich wymaganych znaków lub czynności, choć niekoniecznie musiano je powtarzać dosłownie siedem razy. Nic więc dziwnego, że w miarę upływu czasu "siódemka" staje się synonimem doskonałości i pełni.
Wracając więc do zasadniczej myśli rozważania, w czasach Jezusa pojawiły się poglądy, że można przebaczać aż do siedmiu razy, czyli zawsze. Które opinie są zatem teologicznie poprawniejsze, za którymi należy się opowiedzieć? Problem nie jest bynajmniej akademicki. Każdy człowiek lubi konkretne i jasne rozwiązania, każdy chce dokładnie wiedzieć, na jakim gruncie stoi. Odnosi się to tym bardziej do Żyda, którego mentalność cechuje się silnym poczuciem konkretu i jest daleka od abstrakcji i "pływania po wodzie", przynajmniej w czasach biblijnych. Ponadto - według nauczania judaizmu - usprawiedliwienie człowieka płynęło z drobiazgowo wiernego zachowania wszelkich przepisów Prawa, musiały więc być one precyzyjnie określone. Można zatem wybaczać do trzech, czterech, czy do siedmiu razy? Piotr zwrócił się po odpowiedź na to pytanie do osoby dla niego ze wszech miar kompetentnej - do samego Jezusa. I wtedy słyszy odpowiedź: "Nie mówię ci, że aż do siedmiu razy, ale że aż do siedemdziesięciu siedmiu razy" (w.22). To znaczy: masz wybaczać absolutnie zawsze i bez wyjątku, w każdej, nawet najtrudniejszej dla ciebie sytuacji. Nawet wtedy, gdy czujesz się niesprawiedliwie oskarżony, poniżony czy oczerniony poza plecami czy "w twarz", prywatnie lub publicznie, w środkach masowego przekazu, w szkole czy w miejscu pracy. To nie znaczy, że nie powinieneś się bronić. Nie tylko powinieneś, ale nawet masz obowiązek, naświetlając całą prawdę. Mówienie bowiem prawdy jest najskuteczniejszą bronią przeciwko złu - temu osobowemu. Zło bowiem boi się ujawniania, woli pozostać nierozpoznane, w ukryciu, w ciemności, tam czuje się najlepiej. Natomiast mówienie prawdy jest jednocześnie oddaniem chwały samemu Bogu, przyznaniem się do Niego. On bowiem powiedział o sobie: "Ja jestem prawdą" (J 14,6). Mówienie prawdy to najpiękniejsza modlitwa.
Wróćmy jednak do tekstu biblijnego i jego treści. Przebaczanie całkowite i w każdej sytuacji, do którego Jezus wzywa, nie wyklucza bronienia się poprzez ujawnianie prawdy, ale z całą pewnością wyklucza nienawiść do danej osoby i postawę zatwardziałości serca, wyrażającą się na zewnątrz sformułowaniem: "Nigdy mu tego nie wybaczę!" Biblijnym przykładem takiej postawy jest Lamech z Księgi Rodzaju, jeden z potomków Kaina, który opiewając swoje "bohaterskie" czyny, wypowiedział znamienne słowa: "Zabiłem dorosłego mężczyznę za to, że mnie zranił, i chłopca - bo mnie uderzył! Jeżeli Kain miał być pomszczony siedem razy, to Lamech - siedemdziesiąt siedem razy!" (Rdz 4,23-24). Tekst mówi zatem o bezwzględnej, niczym nie ograniczonej zemście wymierzanej przez człowieka na własną rękę i jest całkowitym przeciwieństwem tego, co chce Bóg. Potwierdza to Jezus w zakończeniu przypowieści, przestrzegając, że i Ojciec niebieski nie wybaczy temu, który z serca nie przebaczy swemu bratu (por. w.35).
Nakaz absolutnego przebaczania jest rozwiązaniem zarówno niezmiernie trudnym, jak i banalnie prostym. Niezmiernie trudnym, bo natura ludzka skłonna jest raczej do czynienia zła i do odpłacania złem za zło niż do przebaczenia i dobroci. Pamięć ludzka, tak zaskakująco "krótka", jeżeli chodzi o wdzięczność, jest niezmiernie pojemna i "pamiętliwa", jeśli chodzi o doznane krzywdy. Z drugiej jednak strony nakaz absolutnego przebaczania jest rozwiązaniem szokująco prostym, chroni bowiem człowieka od buchalterii obliczania, komu mogę przebaczyć i za jakie przewinienia, a komu nie. Mam po prostu przebaczać każdemu i bez wyjątku, pozostawiając sprawę osądzania samemu Bogu. Dlaczego? Czy tylko dlatego, że tak chce Bóg? Odpowiedź na to znajdujemy właśnie w przypowieści, którą Jezus przytacza bezpośrednio po nakazie. Klucz do dobrego jej zrozumienia zawarty jest we właściwym określeniu dwu pojęć: talent i denar, i w uchwyceniu różnicy, jaka jest pomiędzy dziesięcioma tysiącami talentów a stu denarami.
Talent, największa grecka jednostka monetarna, był równoważny 6000 denarów. Jako jednostka wagowa odpowiadał ok. 34 kg (!) srebra. Podatek roczny, który w czasach Jezusa płaciła Galilea wraz z Pereą, wynosił 200 talentów, natomiast roczny dochód Heroda obliczano aż na 900 talentów. Te dane pozwalają sobie uświadomić, co to znaczy, że sługa był winny swemu panu 10000 talentów. To było jedenaście razy więcej niż całoroczne dochody bogatego króla Heroda!
Natomiast denar - srebrna moneta rzymska o wadze zaledwie 4 g (jego odpowiednikiem była drachma grecka) - stanowił przeciętną zapłatę za cały dzień pracy niewykwalifikowanego robotnika rolnego (zob. Mt 20,2). Gdyby sługa z przypowieści miał zwrócić swemu panu ów bajoński dług, wynoszący w przeliczeniu ok. 60 mln denarów (czyli ok. 340 ton srebra), musiałby pracować dzień w dzień przez okres ponad 164 tys. lat! Z tych chociażby przeliczeń wyraźnie widać, że tak wielki dług był nie tylko niemożliwy do spłacenia, ale również niemożliwy do zaciągnięcia. Jezus świadomie posługuje się przesadą, aby poprzez silny kontrast mocniej uwydatnić różnicę między tym, co sługa był winien swemu panu (10000 talentów), a tym, co był mu winien jego współsługa (100 denarów, czyli zaledwie trzy miesiące pracy). Wchodząc głębiej w teologię tej przypowieści, chodzi w niej nie tyle o ukazanie ogromu winy człowieka wobec Boga i to winy absolutnie niemożliwej do naprawienia ze strony grzesznych ludzi (co akcentowano w średniowieczu), co przede wszystkim o ukazanie ogromu Bożej miłości i miłosierdzia względem człowieka. Bóg kocha człowieka ponad wszystkie swoje stworzenia, pragnie mu wszystko ofiarować, jest gotów nawet wysłać na śmierć swego Syna, byleby tylko człowiek mógł ponownie odzyskać utracone życie wieczne i nieprzemijające szczęście. Można więc paradoksalnie rzec, że Bóg Ojciec kocha słabego człowieka nawet bardziej niż swojego Syna! A skoro tak, skoro w swojej wielkiej miłości i przebaczeniu darowuje mu wszystko i obdarza go boskimi przywilejami (symbolem tego wszystkiego jest owe 10000 talentów), to czyż człowiek może jeszcze spierać się ze swoim bratem o owe drobne 100 denarów? Czyż ktoś z nas ma jeszcze jakieś moralne prawo do nienawiści i nieprzebaczenia bliźniemu choćby największych win? Wszystko to jest nic w porównaniu z ogromem Bożej miłości i Bożego przebaczenia, którego my, ludzie, doświadczyliśmy i nieustannie doświadczamy w naszym życiu i w naszym świecie. "Czy więc aż do siedmiu razy mam przebaczyć memu bratu?" — "Nie mówię ci, że aż do siedmiu razy, ale aż do siedemdziesięciu siedmiu razy"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz