środa, 11 grudnia 2013

Droga Krzyżowa

Wprowadzenie
Tę drogę krzyżową pragnę, Jezu, przejść razem z Tobą, towarzysząc Ci w Twoim cierpieniu i bólu.
Pragnę ją ofiarować w intencji tych wszystkich, którzy prosili mnie o modlitwę oraz tych, którym moją modlitwę obiecałem.
Także w intencji wszystkich, którzy modlitwy potrzebują oraz tych, za których powinienen się modlić.
Duchu Święty, Autorze tekstów natchnionych, otwórz mnie na Twoje słowo, które pragnę rozważać w czasie tej drogi krzyżowej.
Otwórz także Twoje słowo przede mną, bym je mógł dobrze zrozumieć.
W imię Boże: wyruszajmy!
Stacja I
Jezus skazany na śmierć

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Listu do Rzymian: „Dlaczego potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież kiedyś staniemy przed trybunałem Boga”.
Czy to ja Cię, Jezu, skazałem na śmierć? Nie, ja nie mam z tym nic wspólnego. To inni: Rzymianie, Żydzi. To przecież oni wołali: Krew Jego na nas i na dzieci nasze! Ja jestem zatem wolny od Twojej krwi. Mogę więc ze spokojem, jak Piłat, umyć swoje ręce. Ale nadal coś mi nie daje spokoju. Czy aby na pewno jestem wolny od Twojej krwi? Czy moje grzechy są Ci obojętne i nic Cię nie obchodzą, nie bolą, nie ranią? To by znaczyło, że mnie nie kochasz.
Jezu, bez słowa protestu przyjmujesz ten wyrok. Jeszcze tak niedawno sądziłeś innych ludzi miarą swego Bożego miłosierdzia, teraz zaś pozwalasz siebie osądzić miarą ludzkiego strachu, zawiści, zakłamania, nienawiści. Ty, który przenikasz ludzkie serca i sumienia, potrafisz bez problemu w moich osądach i wyrokach dostrzec desperacką próbę ratowania samego siebie, rozpaczliwy akt grzesznego i słabego człowieka, który za wszelką cenę pragnie ocalić w sobie i w innych swój pozytywny wizerunek.
Proszę Cię, Jezu, o czystość mego sumienia i odwagę spojrzenia na siebie w prawdzie.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja II
Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

„Iść za Jezusem niosącym krzyż”, „nieść za Nim swój własny krzyż” — nie brzmi to zrozumiale i pociągająco w uszach współczesnego człowieka. Jezus jednakże nie jest fanem cierpienia, nie szuka go dla niego samego. Raczej przyjmuje to, co myśmy Mu zgotowali, czyniąc z tego sposób zbawienia nas samych.
Iść za Jezusem współcześnie, to przyjąć ten krzyż, który nas spotyka na co dzień:  niespełnione oczekiwania, niezrealizowane plany co do życia osobistego czy też swojej rodziny, samotność, porzucenie, może lekceważenie, brak akceptacji w środowisku — z różnych przyczyn, także dlatego, że jesteśmy „niedzisiejsi”, bo wierzący i praktykujący, bo mamy zasady, według których postępujemy, nie odstępując od nich ani na lewo, ani na prawo.
Iść za Jezusem, to przyjąć też krzyż niezawinionego cierpienia, nieuleczalnej choroby — własnej lub kogoś bliskiego. Można by było wyliczać w nieskończoność. Nieść krzyż to też odrzucić pokusę buntu, szukania tzw. łatwych rozwiązań, ucieczki od odpowiedzialności. To wytrwać do końca, aż po śmierć, do ostatniego momentu swojego życia tutaj na ziemi. To wytrwać tak jak On. By cieszyć się tak jak On — w Domu Ojca.
Pomóż mi, Jezu, trwać przy Tobie mimo wszystko.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja III
Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Drugiego Listu do Koryntian: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali… Najchętniej zatem będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa”.
Ledwie wszedł na tę drogę, już upada. Zupełnie jak ja, kiedy wejdę ponownie na drogę życia chrześcijańskiego, kiedy powrócę do pierwotnej wierności. Trudno jest wytrwać i być wiernym we wszystkich szczegółach, i to każdego dnia. Ale Jezus mówi: wystarczy ci mojej łaski. Wstawaj i próbuj raz jeszcze. Nie załamuj się i nie poddawaj.
Ciężko jest wstać i iść dalej, jak gdyby nigdy nic. Niepowodzenia zniechęcają, odbierają nadzieję. Łatwiej jest powiedzieć: „Panie, to za trudne, to nie na dzisiejsze czasy. Trzeba to zmodyfikować, uwspółcześnić, bo inaczej nikt na tej drodze przy Tobie nie wytrwa. Zostaniesz tylko sam”. A On jednak z uśmiechem obstaje przy swoim i powtarza: „wystarczy ci mojej łaski. Nie bój się. Ja jestem z tobą po wszystkie dni aż do skończenia świata. A jeśli wytrwasz do końca, to ani oko ludzkie nie widziało, ani ucho nie słyszało, co Bóg, Twój i mój Ojciec, przygotował w niebie tym, którzy Go słuchają”.
Jezu, pomóż mi nieustannie powstawać i trwać wiernie przy Tobie.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja IV
Spotkanie z Matką

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Listu do Rzymian: „Skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale”.
Można patrzeć na cierpienia kogoś bliskiego i widzieć w nich wyłącznie własne nieszczęście i własną krzywdę.
Maryja tak nie czyniła. Nie myślała o sobie, lecz o Nim. Miłość do Syna pozwalała jej w nienarzucający się sposób trwać przy Nim dotychczas, teraz pomaga Jej towarzyszyć Mu w bezmiarze Jego i Jej cierpienia.
Szczęśliwy, kto kocha, bo potrafi żyć dla innych, zapominając o sobie i własnych bólach.
Matko pięknej i czystej miłości, wstaw się za nami u swego Syna i wyproś nam łaskę, byśmy kochali tak jak Ty.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
I Ty, któraś współcierpiała,
Matko Bolesna, przyczyń się za nami!
Stacja V
Szymon z Cyreny pomaga Jezusowi dźwigać krzyż

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Listu do Rzymian: „wybranie nie zależy więc od tego, kto chce lub o nie się ubiega, ale od Boga, który okazuje miłosierdzie”.
Kiedy w piątek koło południa Szymon wracał z pola do domu, aby zdążyć przygotować się do szabatu, to dźwiganie krzyża nieznanego sobie skazańca było chyba ostatnią rzeczą, na którą miałby wtedy ochotę. Uczynił to raczej pod przymusem.
My też możemy odbierać jako przymus, zniewolenie, pogwałcenie wolności osobistej i praw obywatelskich ów dar powołania, którym Jezus nas obdarzył już „od łona matki”, ba — jeszcze „przed założeniem świata”, jak zauważa św. Paweł. Nikt nas przecież nie pytał, czy chcemy, ani też nikt się z nami wcześniej nie konsultował. Takie działanie, to przecież bezprawie!
Jezus nie narzuca nam jednak swej woli, On nas zaprasza, możemy przecież kulturalnie odmówić bez awantury i wrzasku. Ale tak, „między Bogiem a prawdą”: to przecież tylko On wie, co dla nas jest dobre, odpowiednie i bezpieczne. Przecież jesteśmy Jego, Bożym dziełem, Jego dziećmi. Gdy dziecko prosi swego ojca o chleb, to czy Ojciec poda mu kamień?!
Jezu, pomóż mi odkryć w sobie Twoje wezwanie, Twój dar, i realizować go dla dobra swego i braci.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja VI
Weronika ociera twarz Jezusowi

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Nic nie zdołało zbić jej z tropu. Ani obecność rzymskich żołnierzy, ani niechętne lub wrogie twarze współobywateli, ani nawet nasze logiczne, na zimno podjęte przekonanie, że i tak nic i nikt nie jest w stanie Mu już pomóc. Można tylko złagodzić ból, wyrazić współczucie, nic więcej. Zatem po co się narażać? Czy nie lepiej spokojnie stanąć w tłumie, z daleka, nie wysuwając się zbytnio naprzód, bezpiecznie. Być „za”, ale w razie konieczności „przeciw”.
Weronika niewiele miała Mu do zaoferowania, to prawda. Tylko ten prosty ludzki gest. Ale w Jego oczach okazał się on bezcenny, nieśmiertelny. Jak jej chusta.
Weroniko, niewiasto męskiej odwagi, pomóż mi wyjść z tłumu i odważnie zabrać głos, gdy nakazuje mi to moje ludzkie i chrześcijańskie sumienie.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja VII
Ponowny upadek

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Listu do Rzymian: „kim jesteś ty, co się odważasz sądzić cudzego sługę? To, czy on stoi, czy upada, to jest rzeczą jego pana. Ostoi się zresztą, bo jego Pan ma moc utrzymać go na nogach”.
Jezus jednak upada. Na oczach mediów, publicznie, w świetle reflektorów, w bliskości czułych, wszystko rejestrujących mikrofonów. A tak chciałoby się, żeby nikt o tym nie wiedział, żeby nie było żadnych świadków. Żeby w ciszy, z godnością właściwą człowieczeństwu…
Jakże często oceniamy upadki innych z pozycji tego lepszego, tego, który stoi. Potępiamy, ale tak w rzeczy samej — nie jesteśmy wcale lepsi. Bo gdyby się wydało, gdyby wyszło na jaw nasze życie, to, co my czynimy, to co wtedy?...
To, że aktualnie trzymamy się na nogach, to może nie jest akurat zasługą naszego nienagannego prowadzenia się, co raczej Bożej łaski i Jego miłosierdzia wobec nas. On nas po prostu w swojej dobroci nieustannie zachowuje od konsekwencji naszych złych wyborów.
Boże, dzięki Ci!

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja VIII
Jezus spotyka płaczące niewiasty

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Drugiego Listu do Koryntian: „gdy znosimy udręki, to dla pociechy i zbawienia waszego; a gdy pocieszani jesteśmy, to dla waszej pociechy, sprawiającej, że z wytrwałością znosicie te same cierpienia, których i my doznajemy”.
Współ-czucie, współ-odczuwanie tych samych cierpień, zmartwień, bólów, niepokojów. Bycie razem w ludzkich cierpieniach, takie zwyczajne bycie razem. Jak te niewiasty przy drodze, którą przechodził Jezus. Miały mu do zaoferowania tak niewiele: wyłącznie własne łzy. Ale również i tę drogocenną obecność. Bez słów i deklaracji, bez obietnic udzielenia pomocy, bez spektakularnych gestów.
My też nie musimy nikomu nic przynosić. Zwłaszcza chorym, samotnym, starszym. Wystarczy, że przyjdziemy, że będziemy razem. Oni tej zwykłej, zapomnianej obecności najbardziej potrzebują.
Jezu, pomóż mi być z tymi, którzy tego najbardziej potrzebują.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja IX
Trzeci upadek

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Drugiego Listu do Koryntian: „znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy”.
Czy ten człowiek leżący na ziemi w kałuży krwi i błota, odarty z ubrania i godności, upadający raz po raz i całkowicie bezsilny, może być rzeczywiście Synem Boga? Czy On może być tym, któremu poddana jest natura, który kroczy po wodzie, wypędza demony, wskrzesza do życia umarłych oraz uzdrawia? Czy to nie jest jakaś fatalna pomyłka co do osoby? Jak mogę zawierzyć Mu moje bezcenne życie, powierzyć szczęście swojej rodziny, prosić o cokolwiek dla siebie, jeśli On nie jest w stanie pomóc sam sobie?! Któż jeszcze ośmieli się żywić co do Niego jakieś szalone, zbawcze nadzieje? Powtarzać z ufnością, że Bóg go kocha, albo że tego chciał?!
A może nie zawsze Boże błogosławieństwo oznacza zdrowie, poczucie bezpieczeństwa, sukces zawodowy, dobre samopoczucie, szczęście osobiste i rodzinne? Może Jego wola nie zawsze utożsamia się z moją wolą? „Drogi wasze nie są drogami moimi, a moje plany nie są planami waszymi”.
Może to moja wola powinna się ugiąć i dopasować do Jego woli, a nie odwrotnie? Może droga cierpienia, odrzucenia i niezrozumienia też ma wartość w ludzkim życiu, a nasze klęski staną się kiedyś zasadniczymi miejscami spotkania z kochającym Bogiem?
Dobry Boże, oczyszczaj moje spojrzenie na Ciebie, świat i ludzi.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja X
Obnażenie z szat

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Listu do Filipian: „oczekujemy nadejścia naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze poniżone ciało na podobieństwo swojego, uwielbionego”.
Od tamtej stacji aż do dziś Miłości wydaje się, że musi być coraz bardziej naga i rozebrana. Wycina coraz głębsze dekolty, coraz bardziej skraca to, co można jeszcze skrócić, wymyśliła topless i pozwala się powielać bez żenady na stronach kolorowych czasopism. I coraz taniej pozwala się sprzedawać… Już jej nawet wstyd się wstydzić.
Taka to prawda płynie z tej stacji, że prawdziwa Miłość prowadzi do nagości, do wyzucia się ze wszystkiego. Tak było na Golgocie. A my tę prawdę przekręcamy, twierdząc, że nagość prowadzi do miłości.
Tyle tych „stacji dziesiątych” w każdym mijanym kiosku. „Schodzi” nawet po parę złotych, jakby złośliwie na przekór Pieśni nad pieśniami, gdzie wyraźnie zadeklarowała, że jeśli ktoś chciałby ją nabyć za góry złota, to pogardzą nim tylko.
Miłości obnażona, ponad którą nie ma większej, naucz mnie kochać Twoją miłością.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja XI
Przybicie do krzyża

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Pierwszego Listu św. Piotra: „On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie”.
Jeszcze do niedawna można było żywić nadzieję, że do tego nie dojdzie, że Bóg do tego nie dopuści. Jest to przecież wbrew wszelkim ludzkim oczekiwaniom na Mesjasza — Wodza i Wyzwoliciela!
Jeszcze po dzień dzisiejszy niektórzy nie mogą się pogodzić z taką wizją Mesjasza. On ma królować, a nie cierpieć i umierać, Jemu mają służyć, a nie On ma służyć innym! To jest po prostu skandal!
Tak, to jest skandal krzyża. Gdy Grecy szukają mądrości, a Żydzi domagają się wciąż znaków z nieba, spodobało się Bogu zbawić świat przez głupotę i hańbę krzyża. Wielki Bóg przybił swą miłość do drewnianego krzyża. Żeby już nic nie mogło jej oderwać od człowieka. I tak już pozostanie na zawsze. To jak znak tęczy na niebie po biblijnym potopie. Znak miłosierdzia i przebaczenia.
Twoja miłość do mnie, Panie, onieśmiela i szokuje. Czy naprawdę jestem aż tyle wart?
Dzięki, Ci Boże, że kochasz mnie bardziej od samego siebie.

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja XII
Śmierć na krzyżu

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Drugiego Listu do Koryntian: „lecz właśnie w samych sobie znaleźliśmy wyrok śmierci, tzn. aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu, który wskrzesza umarłych”.
Ziemska misja Jezusa dobiegła zatem końca. Umiera opuszczony przez ukochanych uczniów, zdradzony przez swój naród, wydany w ręce pogan. Sprawę załatwiono w majestacie prawa, przy zachowaniu wszelkich norm. To nic, że niezgodnie z jego duchem. Ale zgodnie z jego literą. Bezdusznie. Zabito jedyną prawdziwą miłość, pogrzebano nadzieję na lepsze jutro, odebrano wiarę w wartość i godność ludzkiego istnienia.
To, że umiera odepchnięty przez ludzi, to tylko część tej tragedii. Ale dlaczego opuszczony przez Boga? „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?!” Czemu do tej przelewającej się czary zła Ojciec dolewa jeszcze swoją kroplę? Czy aż tyle trzeba wycierpieć dla mego zbawienia? Czy Boży Syn też musi doświadczyć przerażającego osamotnienia, ciemnego tunelu bez światełka na jego końcu, totalnego odlotu w nicość niebytu? Czy naprawdę jestem aż tyle wart?
O, Jezu!

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja XIII
Zdjęcie z krzyża

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Listu do Rzymian: „ani śmierć, ani życie… nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, naszym Panu”.
Wszyscy odważni już dawno uciekli, zniknęli w ciemnościach nadciągającej burzy, pozostawiając Go samego. Teraz przyszedł czas na tych, co zawsze byli w drugiej linii, niejako na zapleczu, w bezpiecznej odległości. Zebrali się na odwagę, by „za pięć dwunasta”, w tym ostatnim rzucie na taśmę, uzyskać nieśmiertelność ludzkiej i boskiej pamięci.
Z ukrycia wyszedł Nikodem, który kiedyś nocą nawiedzał Mistrza, by z Nim prowadzić dyskusje na temat prawdziwości Jego posłannictwa, a teraz przyniósł mieszaninę kadzidła i mirry na Jego pogrzeb; pojawił się też Józef z Arymatei, taki współczesny krypto-chrześcijanin, „wierzący, ale nie praktykujący”, by Mu zaoferować swój własny, nieużywany jeszcze grób.
Pojawili się w ostatniej chwili, ale dobrze, że przyszli, że zebrali się na odwagę, by pójść do Piłata i poprosić o Jego ciało, by Matka mogła je pogrzebać z godnością. Czasami ten „gest ostatniej chwili” ma swoją przeogromną wartość.
Boże, Ty jesteś świetny w stwarzaniu sytuacji, w których pierwsi okazują się być ostatnimi, a ostatni — pierwszymi; w których słabi oddają Ci przysługę, na którą żadną miarą nie stać silnych.
Panie, daj i mi tę szansę!

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Stacja XIV
Złożenie do grobu

Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie,
żeś przez krzyż swój święty świat odkupić raczył.

Z Pierwszego Listu św. Piotra: „zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia duchem. W nim poszedł ogłosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu”.
Powiedziałeś kiedyś, że Twój Ojciec jest Bogiem żyjących, nie zmarłych, że dla Niego wszyscy żyją. To dla nich zstępujesz teraz do Otchłani, aby im ogłosić tę radosną nowinę, że Ojciec o nich pamięta, że nie zapomniał w chaosie przemijającego czasu. Oni też są powołani do zwycięstwa nad śmiercią oraz do tej wolności, która autentycznie nie zna żadnych ograniczeń.
Jezu, ty także dziś głosisz nam, duchom zamkniętym w więzieniach naszych grzechów, słabości i nałogów, naszych załamań i rozpaczy, że jest nadzieja, jest pewność wyjścia z przeklętego kręgu osobowego zła, z sideł szatana, który zwie się diabeł i wąż starodawny. Tylko Ty masz odwagę tak głosić, bo tego prawdziwie dokonałeś, zerwawszy więzy śmierci i grzechu.
Pozwól mi uchwycić się chociaż skraju Twej szaty i mieć udział w Twoim zwycięstwie!

Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!
Zakończenie
Z Pierwszego Listu do Koryntian: „jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara... Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał…”
Hallelu-jah, „wychwalajmy Jahwe”, Ojca naszego Pana, Jezusa Chrystusa!
Dzięki Ci, Jezu, że Twoja droga krzyżowa nie kończy się beznadziejnością grobowej ciszy i pustką śmierci, lecz znajduje swoje nieoczekiwane rozwiązanie w radości zmartwychwstania. Twego i — w nadziei — mojego.
Dzięki, że wyprowadziłeś mnie z ciemności grzechu i słabości, z bezmiaru rozpaczy i własnej niemocy, że okazałeś mi swoje niczym nie zasłużone miłosierdzie. Dla mego dobra założyłeś Kościół, aby był bezpiecznym schronieniem na mej drodze do nieba. Oświecasz mnie w Eucharystii swoim Słowem i karmisz nieustannie swoim Ciałem, bym miał siły do chrześcijańskiego życia. Przebaczasz mi grzechy, ilekroć zwrócę się do Ciebie z błagalnym wołaniem. Stale mi powtarzasz: „nie bój się, Jam zwyciężył świat!”
Jezu, ufam Tobie!

I jeszcze jedno, czego Ci wcześniej chyba nie mówiłem... „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz