Swoją pierwszą encyklikę papież Benedykt XVI rozpoczyna znamiennymi słowami, które stanowią z pewnością swego rodzaju Leitmotiv jego apostolskiego posługiwania: «Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim» (1J 4,16). Jak pisze we Wprowadzeniu, słowa te «wyrażają ze szczególną jasnością istotę wiary chrześcijańskiej: chrześcijański obraz Boga i także wynikający z niego obraz człowieka i jego drogi».
«Stanie się» zatem chrześcijaninem to przede wszystkim spotkanie z Osobą: stąd chrześcijaństwo ma tak silny wymiar personalny: nie idziemy za «wartościami», idziemy za Osobą. Jest to też głębokie i twórcze wejście w tradycję Narodu Wybranego, w jego wiarę wyrażoną w Szema: «Słuchaj Izraelu... Będziesz miłował Pana, twojego Boga» (zob. Pwt 6,4n). Jezus łączy przykazanie miłości Boga oraz przykazanie miłości bliźniego wyrażone w Księdze Kapłańskiej (19,18) w jedną całość.
Papież na wstępie zauważa: «ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował (por. 1J 4,10), miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi». I następnie kontynuuje: «Jest to przesłanie bardzo aktualne i mające konkretne znaczenie w świecie, w którym z imieniem Bożym łączy się czasami zemsta czy nawet obowiązek nienawiści i przemocy. Dlatego w pierwszej mojej Encyklice pragnę mówić o miłości, którą Bóg nas napełnia i którą mamy przekazywać innym. Stąd dwie duże części tego Listu, głęboko ze sobą związane. Pierwsza będzie miała charakter bardziej spekulatywny, gdyż chciałbym w niej sprecyzować - na początku mego Pontyfikatu - niektóre istotne dane na temat miłości, jaką Bóg, w tajemniczy i darmowy sposób, ofiaruje człowiekowi». Słowem, «tematyka tej Encykliki koncentruje się na problemie rozumienia i praktyki miłości w Piśmie Świętym i Tradycji Kościoła».
Część pierwsza listu jest zatytułowana: Jedność miłości w stworzeniu i historii zbawienia. Papież rozpoczyna rozważania od przedstawienia w punkcie pierwszym «problemu języka», bowiem «termin „miłość” stał się dziś jednym ze słów najczęściej używanych i także nadużywanych, którym nadajemy znaczenia zupełnie różne». Stwierdza więc, że pole semantyczne słowa «miłość» zawiera i umiłowanie ojczyzny, i wykonywanej pracy, i zawodu, miłość między rodzicami i dziećmi, miłość bliźniego i miłość Boga. Jednak wśród tych różnych znaczeń miłość między mężczyzną a kobietą «wyłania się jako wzór miłości w całym tego słowa znaczeniu». Ojciec Święty stawia zatem istotne pytanie: «czy wszystkie te formy miłości w końcu w jakiś sposób się jednoczą i miłość, pomimo całej różnorodności swych przejawów, ostatecznie jest tylko jedna, czy raczej używamy po prostu tylko tego samego słowa na określenie całkowicie innych rzeczywistości?».
Punkt drugi nosi zatem tytuł: «Eros» i «agape» - różnica i jedność. Na wstępie Papież podejmuje problem różnych terminów na określenie miłości w świecie kultury greckiej. Istnieją bowiem trzy: érōs, filía i agápē, wyrażające trzy odmienne zakresy znaczeniowe tego pojęcia. Pierwszy, eros, jest to - jak wyjaśnia Papież - miłość «pomiędzy mężczyzną i kobietą, która nie rodzi się z myśli i woli człowieka, ale w pewien sposób mu się narzuca». To pojęcie w Nowym Testamencie nie pojawia się w ogóle, natomiast w greckiej wersji Starego Testamentu, czyli w tzw. Septuagincie, występuje zaledwie dwukrotnie (Prz 7,18; 30,16).
Drugi termin, filia, określa «miłość przyjaźni» i pojawia się zasadniczo w Ewangelii św. Jana jako opisanie pogłębionej relacji przyjaźni między Jezusem a Jego uczniami.
Ostatni termin, agapē, jest uprzywilejowanym pojęciem na oznaczenie miłości chrześcijańskiej w Nowym Testamencie, jakkolwiek w świecie kultury hellenistycznej pozostawał on raczej na marginesie.
Ojciec Święty po przedstawieniu tych różnych pojęć i związanych z nimi zakresów znaczeniowych terminu «miłość», podejmuje pytanie postawione już przez niemieckiego filozofa, Friedricha Nietzschego, (a jest to swego rodzaju status questionis dla dalszych rozważań): «czy Kościół swymi przykazaniami i zakazami nie czyni gorzkim tego, co w życiu jest najpiękniejsze? Czy nie stawia znaków zakazu właśnie tam, gdzie radość zamierzona dla nas przez Stwórcę ofiarowuje nam szczęście, które pozwala nam zasmakować coś z Boskości?». Inaczej mówiąc: «czy Chrześcijaństwo rzeczywiście zniszczyło eros?».
Odpowiadając na to pytanie, Papież sięga najpierw do rozumienia erosu w świecie greckim. Grecy «dostrzegali w erosie przede wszystkim upojenie, opanowanie rozumu przez „boskie szaleństwo”, które wyrywa człowieka z ograniczoności jego istnienia i w tym stanie wstrząśnięcia przez boską moc pozwala mu doświadczyć najwyższej błogości». «Eros był więc celebrowany jako boska siła, jako złączenie z bóstwem».
Przeciw takiemu rozumieniu miłości występowała wyraźnie tradycja wiary Starego Testamentu, zwalczając ją jako «perwersję religijności». Przez to jednak, jak to mocno podkreśla papież Benedykt, Stary Testament «wcale nie odrzucił erosu jako takiego, ale wypowiedział mu wojnę jako niszczycielskiemu wypaczeniu, bowiem fałszywe ubóstwienie erosu, które tu ma miejsce, pozbawia go jego godności, czyni go nieludzkim». Eros potrzebuje więc «dyscypliny, oczyszczenia, aby dać człowiekowi nie chwilową przyjemność, ale pewien przedsmak szczytu istnienia, tej szczęśliwości, do której dąży całe nasze istnienie».
Papież zauważa, że istnieje pewna autentyczna relacja między miłością a Boskością: «miłość obiecuje nieskończoność, wieczność - jakąś rzeczywistość wyższą i całkowicie inną w stosunku do codzienności naszego istnienia». Ale droga do niej prowadzi nie przez poddanie się instynktowi, lecz przez oczyszczenie i dojrzewanie.
Prawdziwa miłość może jednakże rozwijać się tylko w człowieku budującym harmonię między ciałem i duszą. Z niej płyną wielkość i godność człowieka. Zachwianie tej równowagi godzi w nasze człowieczeństwo. Nie można zatem dążyć do tego, by żyć i kochać jedynie duchem, odrzucając cielesność, jak i vice versa. Kocha «nie sama dusza, ani nie samo ciało: kocha człowiek, osoba». Tylko wtedy miłość jest prawdziwa.
Ojciec Święty stawia zatem kolejne pytanie: «Jak powinna być przeżywana miłość, aby w pełni zrealizowała się jej ludzka i boska obietnica?». Odpowiedzi szuka w Księdze Pieśni nad Pieśniami, w której odnajduje przejście od miłości jeszcze niepewnej, poszukującej, oznaczonej hebrajskim terminem dōdîm, do miłości będącej odkryciem drugiego człowieka, przezwyciężającej element egoistyczny, miłości oznaczonej terminem ⊃ahăḇâ, po grecku właśnie agapē. Jest to miłość, która - jak pisze - «staje się troską o człowieka i posługą dla drugiego. Nie szuka już samej siebie, zanurzenia w upojeniu szczęściem; poszukuje dobra osoby ukochanej: staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej, poszukuje ich».
Jest to miłość, która poszukuje «definitywności»: wyłącznie ta osoba i «na zawsze». Ogarnia ona całą egzystencję człowieka, także w wymiarze czasu, ponieważ dąży do wieczności. Miłość rzeczywiście jest «ekstazą», ale «ekstazą nie w sensie chwili upojenia, lecz ekstazą jako droga, trwałe wychodzenie z „ja” zamkniętego w samym sobie w kierunku wyzwolenia „ja” w darze z siebie». Stąd Ojciec Święty mówi tutaj o ewangelicznej «drodze ziarna pszenicy», które obumiera sobie i dzięki temu przynosi obfity plon.
W ten sposób dwa, wydawałoby się, przeciwstawne rozumienia miłości - eros i agapē - miłość «ziemska», pożądliwa, i miłość «chrześcijańska», ofiarna, znajdują swoje dopełnienie. «W rzeczywistości» - pisze Papież - «eros i agape - miłość wstępująca i miłość zstępująca - nie dają się nigdy całkowicie oddzielić jedna od drugiej». Im częściej znajdują one drogę do siebie, tym miłość jest prawdziwsza. Można rzec, iż eros spotykając się z agapē traci stopniowo swą egocentryczność na rzecz antropocentryczności, staje się coraz bardziej «dla». Z drugiej strony, agapē nie może nieustannie «dawać, musi także otrzymywać». A otrzymywać w pełni może tylko «z tego pierwszego, oryginalnego źródła, którym jest Jezus Chrystus, z którego przebitego serca wypływa miłość samego Boga (por. J 19,34)». Ojcowie Kościoła, jak zaznacza Papież, widzieli tę wzajemną zależność między eros i agapē w biblijnym obrazie drabiny Jakubowej.
W podsumowaniu tej części swej wypowiedzi Papież stwierdza zatem, iż «„miłość” w gruncie rzeczy jest jedną rzeczywistością, ale mającą różne wymiary... Gdy jednak owe dwa wymiary oddalają się zupełnie od siebie, powstaje karykatura» miłości. Miłość biblijna, czyli taka, jakiej naucza nas Pismo Święte, nie jest zatem rzeczywistością niezależną czy sprzeczną z ludzką miłością, lecz ukazuje nowe jej wymiary i ją oczyszcza. Na czym zatem ona polega?
Na to pytanie Ojciec Święty odpowiada stopniowo w kolejnym paragrafie swej encykliki, zatytułowanym Nowość wiary biblijnej. Najpierw stwierdza, że ta biblijna «nowość» to przede wszystkim nowy obraz Boga, jaki niesie z sobą Pismo Święte. A jest to obraz Boga jednego i jedynego, Stworzyciela «nieba i ziemi», czyli całego universum. Wszystko, co istnieje, bierze początek od Niego, jest przez Niego chciane i kochane. Jest to miłość «wybrania»: Bóg bowiem wybiera jeden naród, aby przezeń powiedzieć o swej miłości do wszystkich narodów. I tutaj Ojciec Święty, powołując się na pisma Pseudo-Dionizego Areopagity, zamieszcza znamienne słowa: «Bóg miłuje, i ta Jego miłość może być określona bez wątpienia jako eros, która jednak jest równocześnie także agape».
O tej «„namiętności” Boga w stosunku do swego ludu» wielokrotnie mówili prorocy Starego Testamentu (Ozeasz, Ezechiel), przedstawiając ją pod symboliką małżeństwa i narzeczeństwa, niejednokrotnie w śmiałych obrazach erotycznych. Miłość Boga do swego ludu polega na wskazaniu mu drogi do prawdziwego człowieczeństwa poprzez nadanie Prawa, Tory. Jest to zatem miłość prawdziwa i pełna, która uszlachetnia, a nie deprawuje, która otwiera, a nie zamyka. Jest to radosne doświadczenie «bycia kochanym» i to kochanym przez samego Boga: «Kogo prócz Ciebie mam w niebie? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia…» (Ps 73,25).
Jak pisze dalej Papież Benedykt, eros Boga do człowieka ma w pełni wymiar agapē, ponieważ jest miłością bezinteresowną i przebaczającą. Taką przedstawia ją Ozeasz, gdy opowiada o «chronicznej» niewierności Izraela, a zatem o «cudzołóstwie», i nieustannym przebaczaniu ze strony Boga, ponieważ... «Bogiem jest, a nie człowiekiem» (zob. Oz 11,8n). Boża miłość jest tak wielka, że - jak konstatuje Papież - «zwraca Boga przeciw Niemu samemu, Jego miłość przeciw Jego sprawiedliwości». W tym biblijnym przedstawieniu miłości łączy się ze sobą w zaskakujący sposób metafizyczny obraz Boga jako «zimnej» praprzyczyny świata, Logosu, z obrazem Boga kochającego bez granic, Boga erosu i agapē.
Taki obraz Boga namiętnie kochającego przekazuje nam też Księga Pieśni nad Pieśniami. Zdaniem Ojca Świętego, mówi ona o mistycznym zjednoczeniu człowieka z Bogiem, ale zjednoczeniu, które nie jest rozpłynięciem się w jakimś oceanie boskości, swoistą nirwaną, ale osobowym zjednoczeniem kochających się osób. Pozostają one sobą, a jednocześnie stanowią jedność dzięki miłości: «„ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem” — mówi św. Paweł (1Kor 6,17)».
Drugim przejawem nowości wiary biblijnej jest obraz człowieka, związany zresztą w sposób nierozdzielny z obrazem Boga. Jest to obraz człowieka osamotnionego, poszukującego swego dopełnienia w drugiej osobie. Ojciec Święty odwołuje się tutaj zarówno do biblijnego obrazu stworzenia człowieka z Księgi Rodzaju, jak i do przykładu z Uczty Platona, «według którego człowiek pierwotnie miał kształt kuli, co oznacza, że sam w sobie był kompletny i samowystarczalny. Ale karząc go za pychę Zeus go przepołowił, i teraz nieustannie poszukuje swej drugiej połowy i dąży ku niej, aby odzyskać pełnię».
Obraz człowieka poszukującego swego dopełnienia w zjednoczeniu mężczyzny i kobiety jest - jak pisze Ojciec Święty - bez wątpienia obecny w przekazie biblijnym. «Jedynie razem przedstawiają oni całokształt człowieczeństwa, stając się „jednym ciałem”». I tak eros zakorzeniony w naturze człowieka kieruje go w stronę drugiej osoby, w stronę swego dopełnienia w małżeństwie charakteryzującym się «wyłącznością i definitywnością»: «dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24)». Zatem obrazowi monoteistycznego Boga odpowiada obraz monogamicznego małżeństwa. «Małżeństwo oparte na miłości wyłącznej i definitywnej staje się obrazem relacji Boga z jego ludem, i odwrotnie: sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości».
Nowość wiary biblijnej na płaszczyźnie Nowego Testamentu jest przedmiotem rozważań następnego punktu, zatytułowanego Jezus Chrystus - wcielona miłość Boga. Ojciec Święty pisze, że tą nowością jest sam Chrystus: to w Nim Bóg poszukuje swej «zaginionej owcy», czyli całej ludzkości. Rozliczne obrazy ukazujące Boże miłosierdzie względem człowieka (kobieta poszukująca drachmy, ojciec wychodzący na spotkanie syna marnotrawnego i in.) są realnym przedstawieniem i wyjaśnieniem działania Bożego wobec ludzi. Pełnię tego działania ukazuje śmierć Chrystusa na krzyżu: «jest to miłość w swej najbardziej radykalnej formie». Kontemplowanie przebitego boku Chrystusa jest właśnie punktem wyjścia treści encykliki: Bóg jest miłością (1J 4,8). Jest to także punkt wyjścia do definiowania prawdziwej miłości.
Obraz «miłości ukrzyżowanej» znalazł swoje trwałe odbicie w ustanowieniu Eucharystii. To, co dotychczas było przebywaniem «przed» Bogiem, stało się teraz «zjednoczeniem». Mistyka tego Sakramentu - zdaniem Papieża - prowadzi nas znacznie wyżej niż jakiekolwiek inne mistyczne uniesienie człowieka. Ma ona ponadto wyraźny wymiar społeczny. Zjednoczenie z Chrystusem prowadzi bowiem do zjednoczenia z innymi osobami przyjmującymi Go w Komunii Świętej: «Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba (1Kor 10,17)». Zjednoczenie z Chrystusem wyprowadza zatem człowieka z egocentryzmu w stronę antropocentryzmu: miłość Boga prowadzi do miłości bliźniego, Boża agapē prowadzi do ludzkiej agapē.
Miłość bliźniego nabiera w tym kontekście charakteru miłości uniwersalnej, obejmującej wszystkich ludzi: «ktokolwiek mnie potrzebuje, a ja mogę mu pomóc, jest moim bliźnim», stwierdza Ojciec Święty. Miłość bliźniego, jakkolwiek nabiera cech powszechności, pozostaje nadal miłością konkretną i praktyczną. To ona właśnie staje się zasadniczym kryterium oceny, decydującym o «wartości lub bezwartościowości ludzkiego życia» w dniu Sądu Ostatecznego (Mt 25,31-46).
Ostatni punkt pierwszej części encykliki porusza zatem bezpośrednio temat «miłości Boga i miłości bliźniego». Ojciec Święty wychodzi od pytania: «czy naprawdę można kochać Boga, nie widząc Go i czy można nakazać miłość», która jest przecież ostatecznie uczuciem. To, że Boga nikt nigdy nie widział, zdaje się potwierdzać Pierwszy List świętego Jana (4,20), ale tenże sam list stwierdza, że Bóg stał się widzialny w swoim Jednorodzonym Synu (zob. 1J 4,9; J 14,9). Stał się obecny w Eucharystii, w Sercu przebitym na krzyżu, w objawieniach Zmartwychwstałego i w dziełach miłości Kościoła.
Okazuje się też, że miłość nie jest wyłącznie uczuciem. Uczucia bowiem «przychodzą i odchodzą», a dojrzała miłość wymaga «zaangażowania naszej woli i naszego intelektu». Taką właśnie miłością bliźniego, zakorzenioną w Bogu i płynącą ze spotkania z Chrystusem Eucharystycznym, mogę objąć zarówno osobę, której nie znam, jak i osobę, do której «nie czuję sympatii». Jak pisze Ojciec Święty, «przenikając to, co zewnętrzne w drugim człowieku, dostrzegam jego głębokie wewnętrzne oczekiwanie na gest miłości, na poświęcenie uwagi». Brak żywego kontaktu z Bogiem sprawia, że w drugim człowieku widzę jedynie «obcego». Z drugiej zaś strony - konstatuje Papież - «jeżeli jednak w moim życiu nie zwracam zupełnie uwagi na drugiego człowieka, starając się być jedynie „pobożnym” i wypełniać swoje „religijne obowiązki”, oziębia się także moja relacja z Bogiem. Jest ona wówczas tylko „poprawna”, ale pozbawiona miłości». Jedynie zatem wyjście ku drugiemu człowiekowi czyni mnie «wrażliwym również na Boga».
W podsumowaniu pierwszej części encykliki Deus caritas est Papież Benedykt XVI stwierdza zatem, że miłość Boga i bliźniego są nierozłączne. Obie czerpią moc z miłości płynącej od Tego, «który pierwszy nas umiłował». I tylko obie łącznie przekształcają nas w Boskie «My», sprawiając, że stajemy się jednością z Bogiem, a On staje się «wszystkim we wszystkich» (por. 1Kor 15,28).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz