Powołanie to Boże wezwanie skierowane do konkretnej osoby dla dobra zarówno wspólnoty wiary, czyli Kościoła, jak i dla dobra i rozwoju osobistego. Autor biblijny na temat powołania uczniów przez Jezusa pisze następująco (przetłumaczmy ten tekst w miarę możliwości w sposób wierny greckiemu oryginałowi, choć niezbyt poprawnie po polsku):
“I wstępuje na górę, i przywołuje tych, których sam chciał, i odeszli do Niego. I uczynił Dwunastu, aby byli z Nim i aby wysyłał ich przepowiadać i mieć władzę wyrzucać demony” (Mk 3,13-15).
“wstępuje na górę”
Góra jest miejscem spotkania z Bogiem, dialogu (Synaj, Tabor, Syjon). Wstępowanie na górę jest zawsze wędrowaniem ku Bogu. Dla uczniów jest wezwaniem do oderwania się od doczesności i zachętą do przemiany swego życia, do przebóstwienia.
Jezus i nas wzywa, byśmy w naszym życiu szli nieustannie “pod górę”, pod prąd przeciwności, przyzwyczajeń, słabości i lenistwa. Byśmy się nie poddawali powszechnym opiniom, lecz dążyli stale do przodu i wzwyż, a używając określenia bł. Jana Pawła II, byśmy “wypłynęli na głębię”. My też wędrując w stronę “domu Ojca” mamy się wewnętrznie przemieniać, przebóstwiać, stawać się na podobieństwo Boga.
“przywołuje tych, których sam chciał”
To nie tyle uczniowie wybierają Jezusa, co raczej On ich wybiera: “nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15,16). Inicjatywa wybrania należy całkowicie do Niego, tylko On wzywa i powołuje. A jeśli tak, to nie mogą się też wymawiać swą niegodnością. A Jezus powołał krańcowo różne osoby, np. Lewi (Mateusz) był celnikiem i kolaborantem z okupantem rzymskim; Judasz — złodziejem i zdrajcą; Piotr trzykrotnie wyparł się Jezusa ze strachu w obliczu zagrożenia; Szymon Zelota to dawniej członek nacjonalistycznej partii żydowskiej. Jezus powołuje zatem do siebie tych, których sam chce. To On decyduje o powołaniu.
Powołuje także i mnie. Nie jestem ani lepszy, ani gorszy od uczniów Jezusa, na pewno też nie jestem w Jego oczach przekreślony, niezależnie od tego, jak daleko moje dotychczasowe drogi wiodły mnie od Niego. Czy dzisiaj jestem na tej dobrej drodze, prowadzącej mnie we właściwą stronę, w Jego stronę? On mnie wzywa i zaprasza. Kolejne decyzje należą teraz do mnie.
“i odeszli do Niego”
Odeszli od czegoś, od kogoś, aby przyjść do Jezusa. Cechą każdego powołania jest ściśle z nim związane “odejście” od tego, co było dotychczas w danym życiu. Nawet od pozytywnych wartości i od ludzi. W życiu chrześcijanina potrzebne jest oderwanie się od rodzinnego środowiska, znajomych; potrzebny jest czas wchodzenia “na górę”, czas wędrowania, czas pustyni, czas wyciszenia. Odejście nie wiąże się jednak z absolutnym zerwaniem. Jest to odejście na pewien czas, na czas “przemienienia się”, aby potem ponownie wrócić do rodziny, przyjaciół, do tych samych często ludzi, ale już odmienionym, przebóstwionym. Trzeba odejść, by powrócić lepszym.
Ewangeliczne przemienienie na górze Tabor wymaga też w ramach doczesnej rzeczywistości “zejścia” z owej góry, niezależnie od tego, jak bardzo by nam się chciało — niczym Piotrowi — tam pozostać.
“i uczynił Dwunastu, aby byli z Nim”
Aby byli z Tym, który jest samym Istnieniem, aby stali się Jego częścią, aby mieli udział w pełni życia. Co to jednak oznacza: “być z Jezusem”? W kontekście rozważanego tekstu Markowego czytamy, iż Jego krewni mówią o Nim, że “odszedł od zmysłów”, oszalał, i chcą Go zabrać do domu, w bezpieczne miejsce. Faryzeusze z kolei oskarżają Go, że “ma Belzebuba” w sobie i mocą złego ducha dokonuje znaków i wypędza inne złe duchy. Jezus z kolei powiada o prawdziwych swoich krewnych, że są to ci, którzy “pełnią wolę Jego Ojca”. Przeciw Jezusowi występują Jego krewni, rodzina, faryzeusze, saduceusze, kapłani. Co w tym kontekście oznacza: “być z Nim”? Czy nie jest to: być na dobre i na złe, być z Tym, który jest “znakiem sprzeciwu” wobec świata? Jezus pragnie, aby byli z Nim cały czas i wszędzie, zawsze; tam, gdzie On, tam i oni. Na ile uczniowie są na to gotowi? Na ile ja jestem gotowy?
“i aby ich wysyłał”
Najpierw trzeba stać się uczniem, a potem dopiero apostołem; najpierw trzeba być z Nim, a potem dopiero działać. A czy moje życie to nie jest tylko działanie? Czy jest w nim czas na bycie z Nim? Na modlitwę, adorację, słuchanie Jego słowa? Czy moje wędrowanie przez życie nie jest przypadkiem wędrowaniem na oślep, donikąd, po prostu przed siebie, aby iść? Albo w złym kierunku? Jezus chce mnie posyłać z konkretną misją i do konkretnych ludzi. Ale najpierw muszę być z Nim: poprzez rozmowę z Nim, zapatrzenie się w Niego ukrytego w tabernakulum, zasłuchanie się w Jego Słowa kierowane do mnie w czasie Eucharystii, karmienie się Jego Ciałem.
“i aby wysyłał ich przepowiadać”
Jezus pragnie, aby Jego uczniowie swoim słowem i stylem życia o Nim przepowiadali, głosili nadejście Królestwa Bożego, tzn. obecność Jezusa w świecie. Królestwem Bożym bowiem jest On sam. Przede wszystkim jednak mają głosić nawrócenie (metanoia), czyli wzywać do zmiany sposobu myślenia, wartościowania, oceniania ludzi, spraw (Mk 6,12).
Jezus oczekuje tego też ode mnie. Mam o Nim mówić, świadczyć swoimi czystymi słowami, swoją uczciwą i odważną postawą wobec innych.
“i mieć władzę wypędzać demony”
Jego uczniowie uczestniczą teraz w Jego mocy, są przedłużeniem Jego ramienia niosącego ratunek, zdrowie, oczyszczenie, duchowe wyzwolenie. Na czym jednak ma polegać wypędzanie złych duchów w moim przypadku? Wypędzam złe duchy z mego środowiska, gdy uciekam od kłamstwa, którego ojcem jest szatan; gdy żyję w prawdzie, gdy mówię prawdę, bo Jezus jest prawdą.
Jezus zatem wzywa nas, abyśmy “byli z Nim”. Mamy “pełnić Jego wolę” (Mk 3). To jest prawdziwa pobożność, której od nas oczekuje. A wtedy On z kolei obiecuje nam: “Ja będę z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,20).
Moje powołanie rozpoczęło się dokładnie w momencie mego chrztu: było to włączenie mnie w Ciało Chrystusa czyli do wspólnoty Kościoła. “Być z Chrystusem” oznacza zatem konkretnie być dzieckiem Bożym, żyć dla Chrystusa i dla dobra wspólnoty wiary, dla dobra Kościoła, Jego Ciała. Aby być w Ciele Chrystusa, muszę systematycznie karmić się i umacniać Jego Sakramentami (Eucharystia, Sakrament Pojednania).
Szczegółowe powołanie zawiera się w jakiejś mierze w imieniu, które otrzymałem na chrzcie świętym. Ono wyraża moją misję, jest oddaniem się pod opiekę patrona, który to imię nosił, a obecnie wstawia się za mną u Boga w niebie. Trzeba mi zatem przypomnieć i świętować szczególnie datę mego chrztu oraz dzień Patrona, dzień imienin. Powinienem poznać życiorys mego świętego Patrona, bo może jest on w jakiejś mierze i moim życiorysem?
Właściwe odczytanie swego powołania poprawnie ustawi też moją pobożność. Stanie się ona zdrowa, normalna, radosna, pociągająca innych ku Chrystusowi i Kościołowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz