niedziela, 8 grudnia 2013

Grzech przeciw Duchowi


Zapewne nieraz słysząc w kościele czy na katechezie Ewangelię o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu - grzechu, który nigdy nie będzie odpuszczony - stawiamy sobie z niepokojem pytanie, jaki jest to rodzaj zła, który pociąga za sobą aż tak straszne konsekwencje; jak wielki to musi być grzech, skoro wywołuje wieczną «obrazę» Boga?
Z drugiej jednak strony uświadamiamy przecież sobie, że Jezus przebaczał grzechy każdemu, kto do Niego przyszedł lub też z kim się choćby przypadkiem spotkał: kobieta, którą pochwycono na cudzołóstwie, a którą Prawo Mojżeszowe nakazywało ukamienować, a więc skazać na śmierć - Jezus jej nie potępił, ale odesłał łagodnie: Idź, ale odtąd już nie grzesz. Uznał zło i ludzką słabość, ale nie przekreślił człowieka. Dalej Piotr, ten, na którym Jezus chciał pobudować swój Kościół - wyparł się Jezusa sromotnie, gdy usłyszał pełne oskarżenia słowa młodej dziewczyny, służącej arcykapłana: Ty też byłeś z Jezusem. Przestraszył się i w jednej chwili odepchnął od siebie wszystkie nadzieje, które Jezus z nim wiązał. Czy taką postawę można wybaczyć? Widocznie tak, skoro potem usłyszał słowa: Paś moje owce, bądź pasterzem we wspólnocie Kościoła, którą mimo wszystko na tobie pragną budować. A Jezusowe pouczenie skierowane wcześniej do niego: Nie mówię ci, że siedem razy masz wybaczyć, ale aż siedemdziesiąt siedem, czyli zawsze, w każdej, nawet najgorszej, najbardziej dla ciebie przykrej i poniżającej sytuacji masz wybaczyć. Nie ty bowiem masz sądzić - Jezus to uczyni, kiedy przyjdzie przy końcu dni. Jeśli zatem Jezus nieustannie wzywał nas, słabych ludzi, do przebaczania «bez wyjątków», jeśli sam zawsze wybaczał wszystkie ludzkie grzechy, to czym jest w takim razie «grzech przeciwko Duchowi Świętemu» - ten jeden niewybaczalny?
Marek Ewangelista pisze, że słowa o «grzechu przeciwko Duchowi» Jezus wypowiedział w kontekście rozmowy z nauczycielami w Piśmie. Przyszli do Niego z Jerozolimy i wystarczająco głośno, aby usłyszeli wszyscy, którzy byli zgromadzeni wokół Jezusa, rzekli: Uważajcie, ma w sobie Belzebuba i jego mocą wypędza złe duchy i uzdrawia. Te słowa musiały chyba wywołać porządne zamieszanie: jeśli leczy mocą szatana, to trzeba od Niego czym prędzej uciekać! Ale jak to jest możliwe, skoro uczynił tyle dobrego?! Przecież oczyścił trędowatego, uzdrowił paralityka, przywrócił zdrowie mężczyźnie z uschłą ręką, dziesiątki osób potwierdziły swoje uzdrowienie z różnych innych chorób? Jednak zasiany niepokój i lęk pozostał w sercu. Wiedział o tym Jezus, dlatego też przywołał do siebie uczonych w Piśmie i podjął z nimi dyskusję: Czy jest to logiczne, co mówicie? Jeśli mam w sobie Belzebuba, czyli szatana, złego ducha, to jak mogę jego mocą i autorytetem wyrzucać inne złe duchy? Występowałbym wtedy przeciwko sobie samemu! Sobie samemu był szkodził! To tak jak z królestwem: jeśli jest wewnętrznie rozbite i podzielone, łatwo stanie się łupem wroga zewnętrznego - rozpadnie się i ślad po nim zaginie. I tutaj, w tym momencie, Jezus dodaje coś, co pozornie wydaje się nie łączyć z treścią całej wypowiedzi: «nikt nie może wejść do domu człowieka silnego i majątek jego splądrować, jeśli najpierw go nie zwiąże, a wtedy dopiero dom jego splądruje». O kogo Mu właściwie chodzi? Jezus mówi teraz o sobie samym. To On jest tym mężem, który wchodzi do własności «człowieka silnego», czyli szatana, i zabiera jego majętność, czyli osaczonych przez zło ludzi. Jezus to czyni, gdyż jest od niego silniejszy. W tych słowach Mesjasz odrzuca całą bezsensowną argumentację uczonych w Piśmie: najpierw wykazuje ich nielogiczność, a potem wyraźnie stwierdza, że On sam nie ma z szatanem nic wspólnego, wprost przeciwnie - jest mocniejszy i potężniejszy od niego. Tylko On jeden jest w stanie «związać» moc Zła, unieszkodliwić ją, tylko On może obronić człowieka przed realną i nie dającą się zbagatelizować siłą osobowego Zła. A ponieważ rzeczywiście jest w Nim ta moc «związania» Belzebuba - «przełożonego demonów», jak go nazwał - dlatego może teraz uwalniać ludzi od wszelkiego opętania, może wypędzać demony i uzdrawiać, czego oni są świadkami. Po tych ostrych słowach wyjaśnienia Jezus kieruje do uczonych w Piśmie wyraźne ostrzeżenie: «Zaprawdę powiadam wam, wszelkie grzechy i bluźnierstwa, jakimi by ludzie zgrzeszyli, będą im odpuszczone, kto zaś bluźni przeciwko Duchowi Świętemu, nie doświadczy odpuszczenia na wieki, lecz winien jest grzechu wiecznego». Jezus bowiem odpuszcza grzechy i uwalnia ludzi mocą Bożego Ducha; to On właśnie, Boży Duch, jest tą mocą większą od mocy szatana, mocą, która «wiąże» i niszczy siłę zła. Jeżeli więc człowiek - taki współczesny «uczony w Piśmie» - powie, że ten Duch jest duchem zła, Belzebubem, to od kogo wtedy może jeszcze oczekiwać uwolnienia? Ten, który jako jedyny jest w stanie to uczynić, w oczach takiego człowieka jest duchem zła («powiedzieli bowiem: „Ma ducha nieczystego”»), skąd więc, z jakiego innego miejsca, może do niego przyjść ratunek?! Dla niego nie ma «odpuszczenia», gdyż on sam świadomie odrzucił Tego, który może mu je ofiarować i tym samym zabarykadował wyjście prowadzące na zewnątrz, na wolność. Sytuacja jest wprost beznadziejna, ale to nie z winy Jezusa, lecz z powodu wewnętrznego, przewrotnego zamknięcia się takiego człowieka na prawdę.

Grzech przeciwko Duchowi Świętemu nie jest zatem jakimś konkretnym pojedynczym grzechem o szczególnie ciężkiej wadze gatunkowej, jest natomiast postawą świadomego i trwałego zamknięcia się na Bożą prawdę i jej «przeinaczania» celem odciągnięcia ludzi od Jezusa Chrystusa - Tego, który jako Jedyny - poprzez swego Ducha - może człowieka uwolnić od jego zniewoleń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz