Postać św. Józefa pojawia się w tekstach biblijnych Nowego Testamentu wyłącznie w tzw. ewangeliach synoptycznych, i to nie we wszystkich, tylko bowiem u Mateusza i Łukasza. Możemy jeszcze bardziej zawęzić obszar naszych poszukiwań do początkowych dwu rozdziałów obu tych Ewangelii, których celem jest przedstawienie narodzin i pierwszych lat życia Jezusa. Określa się je zatem jako Ewangelie Dzieciństwa.
W Ewangelii wg św. Mateusza, której zasadniczymi odbiorcami byli tzw. judeochrześcijanie, czyli chrześcijanie wywodzący się ze środowiska żydowskiego, dochodzą do głosu silnie eksponowane tradycje i zwyczaje semickie. Chodziło przecież o jasne ukazanie, że na osobie Jezusa wypełniają się wszystkie zapowiedzi i obietnice starotestamentowe, że to właśnie On jest owym oczekiwanym przez Naród Wybrany Mesjaszem.
strażnik ogniska domowego
Nic zatem dziwnego, że w Mateuszowej Ewangelii Dzieciństwa pierwszoplanową postacią jest mężczyzna, Józef. To właśnie on jest tym, który słyszy słowa anielskiego Zwiastowania, a dzieje się to w Betlejem, a nie w Nazarecie, bo przecież Betlejem było rodową siedzibą króla Dawida – tego władcy, którego Józef jest prawowitym potomkiem.
To Józef jako mężczyzna jest wyłącznym pośrednikiem między Bogiem a swoją rodziną, ponieważ do zadań i przywilejów mężczyzny należała modlitwa, czyli rozmowa z Najwyższym. On spełniał funkcję kapłana i strażnika ogniska domowego. A jego wsłuchiwanie się w głos Boga miało znamiona autentycznie „chrześcijańskie”, bo nie tylko słuchał z uwagą, ale i starannie wypełniał: „uczynił wszystko, jak mu polecił anioł Pana”. Takie to są te biblijne standardy pobożnego mężczyzny. Ciekawe, na ile my im współcześnie odpowiadamy?
Zgodnie więc z semickim duchem Ewangelii Mateuszowej, Bóg kontaktuje się z Józefem, by przekazać mu swą wolę, a nie z Maryją, jak u Łukasza. Józef jest odbiorcą zwiastowania, a dokonuje się to we śnie, czyli według starej praktyki prorockiej. Sen był jednym ze sposobów Bożego dialogu z człowiekiem (tak jest praktykowane np. w islamie po dzień dzisiejszy). Nie jest więc prawdziwe powiedzenie: „sen – mara, Bóg – wiara”.
Mateusz opisuje zatem, jak to Bóg poprzez swego anioła przekazuje Józefowi we śnie informację, by nie lękał się wziąć Maryi za żonę, ponieważ to, co się w niej poczęło, pochodzi od Ducha Świętego. Jaki jest jednak kontekst tego Zwiastowania? Otóż Józef i Maryja byli już ze sobą od pewnego czasu zaręczeni. Tradycja i prawo zwyczajowe nakazywało, aby niewiasta pozostawała u swoich rodziców aż do momentu zaślubin. Dopiero wtedy mogła przeprowadzić się do domu swego męża. Jakkolwiek więc w sensie ścisłym nie byli jeszcze małżonkami, to jednak Maryję obowiązywała już wierność małżeńska. Wszelkie wykroczenia w tej materii ze strony kobiety były karane śmiercią (poprzez ukamienowanie na progu rodzicielskiego domu), ponieważ traktowano je jako niewierność wobec męża.
dramat męża "zdradzonego"
I tu zaczyna się dylemat Józefa: okazuje się, że jego narzeczona jest brzemienna, a więc – nie dochowała mu wierności. Chcąc być w zgodzie z Prawem, musiałby teraz donieść o tym wykroczeniu teściowi oraz radzie miejskiej stojącej na straży moralności, w konsekwencji czego Maryja zostałaby skazana na śmierć przez ukamienowanie (lub może raczej dotknęło by ją publiczne „zniesławienie”, deigma, bo chyba w czasach Jezusa nie szafowano już, na szczęście, tak okrutnych wyroków śmierci). Ponieważ jednak Józef – jak pisze ewangelista – był człowiekiem „sprawiedliwym”, dikaios, co w biblijnym rozumieniu rzeczy oznacza sprawiedliwość miłosierną (coś zupełnie odmiennego niż sprawiedliwość w ujęciu prawa rzymskiego), i nie chciał swej narzeczonej odzierać z szacunku i czci, po grecku: deigmatisai – co moglibyśmy przetłumaczyć jako: „przykładnie kogoś ukarać” – dlatego postanowił ją „potajemnie”, gr. lathra, czyli „nie podając do publicznej wiadomości” – oddalić.
"jak śmierć potężna jest miłość..."
Tym samym rezygnuje z zawarcia związku małżeńskiego, jednostronnie zrywając wcześniejszą umowę i biorąc na siebie całą odpowiedzialność za to, co się stało. Teraz to on w opinii publicznej jawi się jako rozpustny i wszeteczny młodzieniec, który omamił młodą dziewczynę obietnicą małżeństwa, doprowadził do tego, że jest w ciąży, a potem zrezygnował z małżeństwa, porzucając ją jako pannę z dzieckiem. Oczywiście, ponosił przez to pewne negatywne konsekwencje swego czynu, ale były one zasadniczo natury finansowej. Tracił też reputację i szacunek w środowisku, ściągał na siebie infamię, ale jak widać – był w stanie to wszystko położyć na szali z miłości do Maryi. Także rodzice Maryi zostaną zachowani od publicznego napiętnowania.
Gdyby zaś postąpił zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi i zwyczajowymi, musiałby sprawę uczynić publiczną. Maryja przez to straciłaby życie lub cześć, otoczona powszechną pogardą jako kobieta „lekko” się prowadząca. Jej rodzice żyliby dalej z nie lepszą reputacją jako ci, którzy nie potrafili właściwie wychować i upilnować swej córki.
Józef zatem decyduje się na ten trudny krok z miłości do Maryi: woli sam wystawić siebie na powszechny osąd, aniżeli w czymkolwiek ją oskarżyć – nawet gdyby to oskarżenie pozostało wyłącznie w jego myśli! Czy współcześnie znalazłby się jeszcze tak odważny i bezgranicznie kochający małżonek?!…
mąż zawierzenia
Właśnie wtedy, gdy Józef podjął już w swoim sercu decyzję, jak winien postąpić, przyszedł do niego we śnie anioł i powiedział, by nie bał się wziąć Maryi za swoją małżonkę, bo to, co się w niej poczęło, jest z Ducha Świętego. Porodzi ona syna, a on nada mu imię Jezus (co po hebrajsku oznacza: „Jahwe wybawia”), bo to On bowiem wybawi swój lud od jego grzechów.
Scena kończy się zatem prawdziwym Bożym happy-endem: gdy nadszedł po temu odpowiedni czas, Józef przyjął do swego domu Maryję jako żonę, nie zbliżał się jednak do niej – jak pisze Mateusz – „dopóki nie porodziła syna”, podkreślając w ten sposób fakt, że poczęcie Jezusa dokonało się tylko i wyłącznie mocą Ducha Świętego, bez jakiegokolwiek udziału mężczyzny.
Jakże piękny przykład miłości Józefa do Maryi, ich wzajemnego zaufania względem siebie i wobec Boga, który doświadcza, lecz zawsze wyprowadza z ciemnego tunelu na przestrzeń pełną światła.
polityczny uchodźca
Ewangelista Mateusz podkreśla ponadto całkowite posłuszeństwo Józefa wobec woli objawiającego się Boga: najpierw ratuje swą rodzinę przed gniewem Heroda uciekając z nią z rodzinnego Betlejem do Egiptu – miejsca schronienia dla wielu pokoleń Żydów –, a potem, po śmierci Heroda, która nastąpiła w roku 4 p.n.e., wraca z nią do ojczyzny. Kiedy jednak dowiaduje się, że w Judei panuje syn Heroda, Archelaos, równie okrutny jak jego ojciec, postanawia udać się poza strefę jego administracyjnych wpływów, czyli na teren Galilei, i osiedla się w pierwszej miejscowości za granicą, a było to akurat Nazaret.
W ten sposób, nieco zawiły i pogmatwany, jak ludzkie życie, wypełniły się jednak przepowiednie proroków, że Jezus będzie nazwany Nazarejczykiem.
misja spełniona
Postać Józefa pojawia się też parokrotnie w Ewangelii według św. Łukasza, zawsze we wspólnych scenach z Maryją i Jezusem. Można powiedzieć, że Józef jest ukazany jako osoba na wskroś pro-rodzinna, nie ma wręcz życia prywatnego, a przynajmniej nie słyszymy o takim w zapisach ewangelicznych. Jego życie realizuje się w kontekście Maryi i Jezusa, i tylko w takiej formie znajduje swój sens i spełnienie. Podobnie jak w opisach Mateuszowych, także u Łukasza Józef nie wypowiada ani jednego słowa: jest raczej mężem czynów niż słów.
Ostatnią sceną, w której go spotykamy – oczywiście, zawsze z Maryją i Jezusem – jest pielgrzymka do Jerozolimy, w trakcie której Jezus pozostaje w świątyni nie informując o tym swoich rodziców (2,41-52).
W tradycji religijnej Narodu Wybranego istniał obowiązek uczestniczenia trzy razy do roku w uroczystościach w świątyni w Jerozolimie: na święto Paschy, Tygodni i Namiotów. Dotyczył on jednak wyłącznie mężczyzn, czyli tych, którzy ukończyli 13 lat „i jeden dzień”, i których zamieszkanie nie przekraczało jednego dnia drogi pieszo od Jerozolimy.
Z tego jasno wynika, że nikt z członków Świętej Rodziny z Nazaretu nie miał obowiązku uczestniczenia w tych trzech największych dorocznych świętach: ani Jezus, bo miał dopiero 12 lat, ani Maryja, bo była niewiastą, ani też Józef, bo przecież mieszkał w Nazarecie oddalonym o ponad jeden dzień drogi od Jerozolimy.
Dlaczego więc szli „co roku”, jak podkreśla Ewangelista? Z pobożności. Z tego głębokiego przekonania, że nie można być pobożnym „na dystans”.
Ewangelista podaje, że rodzice zaczęli szukać Jezusa dopiero, gdy uszli jeden dzień drogi powrotnej. Czemu nie zauważyli Jego braku wcześniej? Ponieważ utartym zwyczajem było, że mężczyźni i kobiety wracali w osobnych grupach. Być może Maryja nie widząc Jezusa przy sobie myślała, że idzie On z Józefem: jest przecież niemal dorosły: ma „już” 12 lat. A Józef nie widząc Jezusa w grupie „męskiej” mógł myśleć, że Jezus idzie razem z kobietami: jest przecież jeszcze dzieckiem, ma „zaledwie” 12 lat.
Dopiero po całym dniu drogi, gdy wszyscy zobowiązani do uczestniczenia w uroczystościach w Jerozolimie już się rozeszli i zostali tylko najpobożniejsi, można było bez problemu dostrzec, że Jezusa nie ma.
Zagubił się? Nie, pozostał w świątyni, w domu swego Ojca. Gubią się tylko ci, którzy dom ten opuszczają…
Gdy rodzice Go odnaleźli, czynili Mu wymówki, płynące z troski i niepokoju, dlaczego nic im nie powiedział, dlaczego ich nie poinformował. Wówczas usłyszeli bolesne słowa: "Czemuście mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca?" (1,49). Ewangelista Łukasz pisze, iż oni nie zrozumieli tych słów, niemniej Maryja zachowywała je i rozważała w swoim sercu, natomiast – jak czytamy dalej w zakończeniu tej sceny – Jezus wrócił wraz z nimi do Nazaretu i był im we wszystkim posłuszny. Ta scena ewangeliczna, tak ujęta w opracowaniu Łukaszowym, ma na celu podkreślenie prawdy, że Jezus jako dwunastoletnie dziecko miał już pełną świadomość, kto tak naprawdę jest Jego Ojcem. Od tego momentu postać Józefa zupełnie znika zarówno z tekstów Łukaszowych, jak i nie pojawia się nigdzie i nigdy więcej w pozostałych opowiadaniach biblijnych. Dlaczego? Ponieważ Józef spełnił swą misję opiekuna wobec Jezusa i dlatego autorzy biblijni już więcej go nie wspominają. Nie wiemy zatem, jak długo żył, kiedy zmarł ani w jakich okolicznościach to się stało. Autorzy natchnieni po prostu tym się nie zajmują, bo nie jest to przedmiotem ich zainteresowania. Biblia nie jest bowiem księgą życiorysów choćby najbardziej świętych i godnych naśladowania osób, ale – jak uczy Sobór Watykański II – zawiera to i tylko to, co jest konieczne "dla naszego zbawienia", nostrae salutis causa.
co dalej?
Pozostałe zaś, "niebiblijne dzieje" św. Józefa, będące wyrazem czysto ludzkiej ciekawości i przyznajmy – często szacownej tradycji, są do prześledzenia w tekstach apokryficznych, czyli nie-natchnionych Bożym Duchem, od których Kościół wszystkich wieków radykalnie się odcinał, choć w pobożności ludowej zawsze znajdowały one miejsce bezpiecznego schronienia i przechowania dla kolejnych pokoleń nie do końca wiernych "wiernych" :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz