sobota, 8 grudnia 2018

Nasza Ojczyzna

Jako chrześcijanie przeżywaliśmy niedawno okres liturgiczny określany jako Adwent, rozpoczynający zarazem nowy rok kościelny. Termin ten pochodzi od łacińskiego rzeczownika adventus, co oznacza „nadejście”. Chodzi tu przede wszystkim o nadejście Jezusa, aniżeli jakichś katastroficznych w swej formie wydarzeń.
Wynika stąd osobowy charakter przeżywania Adwentu jako oczekiwania na powtórne przyjście Jezusa w chwale, przy końcu czasów, co określane jest z kolei w Biblii greckim rzeczownikiem parūsia, o identycznym znaczeniu jak łacińskie adventus. Chrześcijanin nie czeka bowiem na „koniec świata” czy „dzień Sądu Ostatecznego”, jakkolwiek byśmy nie nazwali to wydarzenie, kojarzące się nam wszystkim raczej apokaliptycznie i traumatycznie, niż radośnie i tęsknie. A przecież Kościół naucza o „radosnym i pobożnym oczekiwaniu na przyjście Pana”.
Wszystko zatem zależy od naszego duchowego nastawienia: jeśli czekamy na kogoś, kogo kochamy, a ponadto wiemy, że jesteśmy przez niego kochani, wówczas nasze oczekiwanie jest radosne i tęskne, i robimy wszystko, co w naszej mocy, aby doń się jak najlepiej przygotować. Jeśli natomiast boimy się osoby przychodzącej, wtedy ów moment spotkania napawa nas lękiem i strachem – tym bardziej, im bardziej sobie uświadomimy, że nie jesteśmy odpowiednio przygotowani duchowo. Wówczas taki dzień spotkania może nam się kojarzyć z dniem „gniewu Bożego”, po łacinie: dies irae, jak to przeżywano często w epoce średniowiecza. 
A przecież Jezus odchodząc z tego świata zapewnia swoich uczniów, że idzie do „domu Ojca” i pragnie im przygotować miejsce, aby i oni byli tam, gdzie On na stałe przebywa. A kiedy przygotuje miejsce, przyjdzie powtórnie (to jest właśnie owa parūsia) i zabierze ich do siebie. Jezus to „miejsce” czy „stan” nazywa „domem Ojca” – Jego i naszego Ojca. A do domu zawsze się wraca, za nim zawsze się tęskni, nawet jeśli człowiek dawno go opuścił i ma już tylko mgliste o nim wspomnienie z dzieciństwa. „Dom” jest zawsze przedmiotem tęsknoty, poczucia matczynego ciepła i ojcowskiego bezpieczeństwa.
Jeśli takie skojarzenia pojawiają się nam w kontekście naszych domów rodzinnych, ziemskich, to tym bardziej winniśmy budować w sobie taki właśnie obraz domu niebieskiego, „nie ręką ludzką uczynionego, ale wiecznie trwałego w niebie”. Jan, autor Apokalipsy, powiada, że nie będzie w nim ani cierpienia, ani łez, ani bólu, ani choroby, a przede wszystkim nie będzie śmierci, czyli przemijania. Będzie wieczne trwanie, tak jak wiecznie trwa Bóg, który jest jego budowniczym. 
I na tym właśnie polega wieczne szczęście człowieka, do którego Bóg go zaprasza. Jest to szczęście płynące z obecności Osoby kochanej i kochającej, a nie tyle z posiadania „domu” jako takiego – stabilnego i bezpiecznego „miejsca” pobytu. Szczęście to Osoba, nie rzecz czy miejsce. To „być razem”, a nie „mieć coś” na własność. Bóg pragnie podzielić się z nami sobą i już teraz daje nam przedsmak tego szczęścia, zostawiajac siebie w Eucharystii: w swoim Słowie i w swoim Ciele. Eucharystia jest zatem przedsionkiem nieba, zapachem prawdziwej Ojczyzny, a może lepiej powiedzieć: zapachem kochanej Osoby…
Nic dziwnego, że Paweł w swoim liście do wspólnoty w Filippi – pierwszej i najstarszej gminy chrześcijańskiej na terenie Europy – napisał, że nasza prawdziwa Ojczyzna jest w niebie i stamtąd jako zbawcy oczekujemy naszego Pana, Jezusa Chrystusa (Flp 3,20). Rzeczownik „ojczyzna” (po grecku politeuma), którym posłużył się Paweł, nie określa jednak miejsca, lecz wspólnotę osób o podobnych pragnieniach i wyznających podobne wartości. Czekamy zatem i na Osobę Jezusa, Boga, i na wspólnotę osób, chrześcijan: naszych braci i sióstr w wierze. Niebo ma zatem ze wszech miar wymiar personalistyczny, a nie przedmiotowy.
To samo można powiedzieć o refleksji autora Listu do Hebrajczyków, który ukazując całe zastępy ludzi wiary, którzy odeszli z tego świata nie doczekawszy spełnienia obietnic starotestamentowych, z tęsknotą, z oddali nadal czekają na ich realizację (11,13nn). Oni też „szukają ojczyzny” i to nie tej, ziemskiej, do której mogli przecież zawsze wrócić w trakcie swej doczesnej wędrówki, ale tej innej, przemienionej – „lepszej”, jak pisze, bo niebieskiej.
Autor tę nową ojczyznę nazywa znamiennym słowem patris, czyli „własność ojca”. Niezależnie zatem od zróżnicowania pojęć: czy jest to „dom ojca” czy „własność ojca”, to jednak myśl autorów biblijnych stale oscyluje wokół obrazu Boga jako Ojca tej nowej rzeczywistości, tego „nowego nieba i ziemi”. Celem człowieka jest więc zawsze szczęście osobowe, nie rzeczowe. Bóg stworzył człowieka dla siebie, i dlatego niespokojne jest jego serce, dopóki nie spocznie w Nim. Tylko On jako Osoba może być pełnym i prawdziwym wypełnieniem ludzkich tęsknot, marzeń i oczekiwań. Tylko takie „niebo” jest godne człowieka. I godne Boga, który je obiecuje.
To niebo jest określone przez autora Listu do Hebrajczyków także jako „miasto” (greckie polis). Nie będzie ono jak dotychczasowe, znane nam biblijne miasta, symboliczne obrazy zepsucia, przemocy i nieprawości: niczym Sodoma i Gomora, Tyr i Sydon, Babilon czy Rzym, czy nawet umiłowane przez Boga, lecz niewierne Mu Jeruzalem. To nowe miasto „zstępuje od Boga”, jak pisze autor Apokalipsy, jest zatem całkowicie Jego dziełem, nie ma więc w nim nic skażonego grzechem czy nieprawością, jest „bez skazy czy zmarszczki”. Jest siedzibą Boga „Zasiadającego na tronie” i Baranka „jakby zabitego”, jest przestrzenią życiową – na razie – 144 tysięcy wykupionych z ziemi, a należących do wspólnoty wiary męczenników spośród Narodu Wybranego i Kościoła. To miasto, Nowe Jeruzalem, jest pełną realizacją odwiecznego pragnienia doskonałej wspólnoty zarówno ze strony Boga, jak i ludzi. Wspólnoty ostatecznej i trwałej. Właściwej nam Ojczyzny.
Takie myśli rodzą się w nas, gdy raz jeszcze wspominamy przeżywany niedawno okres Adwentu – oczekiwania na Jego ostateczne i definitywne przyjście. 
Te myśli i refleksje towarzyszą nam, Polakom, gdy w setną rocznicę odzyskania niepodległości ogarniamy duszą i sercem ofiarę setek tysięcy istnień ludzkich, pogubionych w ciągu historii naszej Ojczyzny na polach walk, powstań i męczeństwa, przymusowego wysiedlenia, bolesnej i niechcianej emigracji na Wschodzie i Zachodzie, i dalekim Południu. Ich ofiara niejednokrotnie mogłaby być poczytana jako bezcelowa i bezowocna, przelewająca się czarą cierpienia narodu i krwią, która wyłącznie wsiąka w zachłanną ziemię… 

…Gdyby nie wiara. Gdyby nie wiara, która nam podpowiada, że Bóg kiedyś pozbiera te porozrzucane po świecie ludzkie kości i tchnie w nie życie. Swoje, wieczne życie, które nigdy się kończy i nigdy nie ma miary, które zawsze jest Sensem i Spełnieniem. Jest naszą wieczną Ojczyzną.

9 komentarzy:

  1. Dlaczego Autor tak rzadko bywa na tym blogu? Codziennie prawie czytam jego komentarze do Czytań na archibial.pl i uważam, że ma wiele do powiedzenia. Serdeczne pozdrowienia. Niech Bóg błogosławi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, brakuje biblijnych komentarzy. Chciałoby się więcej ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, są komentarze Księdza "Medytacja nad Słowem" na stronie Archidiecezji, jednak na niej nie widzę możliwości powrotu do wcześniejszych wpisów, a to wielka szkoda. Namawiam do zamieszczania tych komentarzy również na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poszukuję, wcześniejszych komentarzy księdza Michniewicza.
    Zachwycają...niezwykle ważne przemyślenia pisane w taki sposób, że chce się do nich wracać.
    Czytam na stronie " Żyj ewangelią na co dzień "... niestety, nie ma tam możliwości powrotu do wcześniej napisanych a przeczytane nurtują.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem CREDO ZNAKI CZASÓW Katia Kukułka-facebook

    OdpowiedzUsuń
  6. CREDO było i powiedzmy jest w Kościele Św.Jadwigi w Chorzowie-kazania świadczą-nie przyjęte do wiadomości przez proboszcza-CREDO IX STACJA i moje chodzenie przez ponad rok do tego kościoła-wszystko tam zostawiałam ponad ROK

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę z tamtym proboszczem porozmawiać- bo chyba nie jest NORMALNY skoro-zostawiałam -KARTKI-KREDO-UNIA OSOBOWA J,1,1-osoba świecka-bo tak wyszło

    OdpowiedzUsuń
  8. w komentarzu do czytan z 01.06.2023 napisal Ksiadz, ze Jezus
    "wzial ze soba Piotra i dwoch synow Zebedeusza Jana i Jakuba SWOICH SIOSTRZENCOW"
    SIOSTRZENCOW?!

    OdpowiedzUsuń