poniedziałek, 26 maja 2014

Drugi List do Koryntian (II)

Treść 2Kor
W niniejszym artykule pragnę przedstawić pokrótce najistotniejsze myśli i tematy nauczania Pawłowego w jego drugim (kanonicznym) liście skierowanym do wspólnoty w Koryncie. Postarajmy się z uwagą wsłuchać przede wszystkim w słowa samego Apostoła Pawła.

list pojednania (2Kor 1 — 7)
Tematem wiodącym „listu pojednania” (określanego też „listem apologetycznym”) jest obrona urzędu apostolskiego Pawła. Paweł rozpoczyna swą myśl od refleksji na temat napięcia między „uciskiem, utrapieniem” (thlipsis) a „pociechą” (paraklēsis) w jego życiu apostolskim. Wychwala najpierw Boga „wszelkiej pociechy”, który „nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, którzy są w jakimkolwiek ucisku, tą pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy” (1,4n).
Zapewnia też Koryntian, iż w tym, co do nich pisze, nie ma żadnej dwuznaczności, zwodzenia ani kłamstwa: „Bóg mi świadkiem, że w tym, co do was mówię, nie ma równocześnie ‚tak’ i ‚nie’. Syn Boży, Chrystus Jezus, Ten, którego głosiłem wam ja, i Sylwan, i Tymoteusz, nie był ‚tak’ i ‚nie’, lecz dokonało się w Nim ‚tak’” (1,18n).
Jego misja apostolska wiąże się niekiedy z wielkim trudem i traumatycznymi, granicznymi wręcz doznaniami: „nie chciałbym bowiem, bracia, byście nie wiedzieli o ucisku doznanym przez nas w Azji; jak do ostateczności i ponad siły byliśmy doświadczani, tak iż zwątpiliśmy, czy uda się nam ujść z życiem. Lecz właśnie w samych sobie znaleźliśmy wyrok śmierci: aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu, który wskrzesza umarłych. On to ocalił nas tylekroć od śmierci i [nadal] będzie ocalał” (1,8nn).
W kontekście tych trudnych doświadczeń Paweł mimo wszystko dziękuje Bogu: „Bogu niech będą dzięki za to, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie i roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania (osmē). Jesteśmy bowiem miłą Bogu wonnością Chrystusa (euōdia), zarówno dla tych, którzy dostępują zbawienia, jak i dla tych, którzy idą na zatracenie; dla jednych jest to zapach zgubny — na śmierć; dla drugich  zapach ożywiający — na życie” (2,14nn).
Stwierdza też, że nie potrzebuje żadnych pism polecających do gminy lub od niej: „wy jesteście naszym listem… Powszechnie o was wiadomo, żeście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu” (3,2n). Te słowa padają być może w kontekście zarzutów, iż Paweł nie przedstawia żadnych pism polecających go np. od gminy w Jerozolimie, i że w ogóle nie dba o żadne ludzkie referencje. Autoryzacją jego apostołowania są owoce, nie deklaracje.
Broniąc swego urzędu wskazuje zarówno na prostotę Ewangelii, jak i na szczerość i prostolinijność własnego nauczania: „ukazywaniem prawdy poddajemy siebie samych w obliczu Boga osądowi sumienia każdego człowieka. A jeśli nawet Ewangelia nasza jest ukryta, to tylko dla tych, którzy idą na zatracenie, dla niewiernych, których umysły zaślepił bóg tego świata, aby nie olśnił ich blask chwalebnej Ewangelii Chrystusa. Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana, a nas — jako sługi wasze przez Jezusa” (4,2nn).
W kolejnych wersetach „listu pojednania” ponownie pojawia się myśl o ciągłym napięciu między znoszonym tu, na ziemi, cierpieniem w słabościach ludzkiego ciała („naczynie gliniane”) a nadzieją na przyszłe trwanie, złożoną w Chrystusie („dom nie ręką uczyniony”): „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu…, znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni… Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym śmiertelnym ciele… Nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie. Wiemy bowiem, że kiedy nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie” (4,7nn).
Paweł kończy tę wypowiedź swoistą parenezą, czyli zachętą do wyciągnięcia konkretnych wniosków z przedstawionych powyżej myśli. Skoro „postępujemy według wiary, a nie dzięki widzeniu” (5,7), to „miłość Chrystusa przynagla nas” (5,14), abyśmy już więcej „nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nas umarł i zmartwychwstał… Albowiem w Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania… W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (5,15nn). „Oto teraz [bowiem] czas upragniony, oto teraz [jest] dzień zbawienia” (6,2).
Na koniec tego listu powraca raz jeszcze do przykrych doświadczeń, które miały miejsce w gminie korynckiej w kontekście jego osoby („będąc w wielkiej rozterce, i ucisku serca, wśród wielu łez”, 2,4). Wyraża radość, że jego uprzedni list, jakkolwiek „napełnił ich na pewien czas smutkiem” (7,8), to jednak ten smutek był „twórczy”: „Zasmuciliście się ku nawróceniu. Zasmuciliście się bowiem po Bożemu… Bo smutek, który jest z Boga, dokonuje zbawiennego nawrócenia, i tego się nie żałuje, smutek zaś tego świata powoduje śmierć ” (7,9n). 
list rekomendujący Tytusa i towarzyszy (2Kor 8)
Ten rozdział, podobnie jak i następny, jest traktowany jako niezależne pismo Pawłowe, skierowane do Koryntian z prośbą o zorganizowanie zbiórki ofiar materialnych na rzecz ubogiego Kościoła-Matki w Jerozolimie, do czego Paweł zobowiązał się w czasie ważnego spotkania z „filarami” Kościoła Jerozolimskiego (Jakubem, krewnym Jezusem i pierwszym przełożonym gminy; Kefasem, czyli Piotrem, oraz Janem, synem Zebedeusza), o czym pisze w Ga 2,10: „byleśmy pamiętali o ubogich, co też gorliwie starałem się czynić”.
Do tej posługi rekomenduje Tytusa (8,6) oraz innego „brata, którego sława w [głoszeniu] Ewangelii rozchodzi się po wszystkich Kościołach. Co więcej, przez same Kościoły został on ustanowiony towarzyszem naszej podróży w tym dziele” (8,18n). Być może chodzi tu o Ewangelistę Łukasza. Wraz z nim posyła jeszcze jednego, nieznanego nam ucznia, „którego gorliwość mieliśmy sposobność wielokrotnie wypróbować, a który teraz… okazał się jeszcze bardziej gorliwy” (8,22). Wydaje im jak najlepsze świadectwo, nazywając „wysłannikami Kościołów i chwałą Chrystusa” (8,23).
Paweł podaje w tym krótkim liście istotną, teologiczną motywację zbiórki: „Znacie przecież łaskę Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który będąc bogatym, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (8,9).
Wyraźnie też formułuje zdrową zasadę działania chrześcijańskiej caritas: „nie chodzi bowiem o to, aby innym przynieść ulgę (anesis), a sobie utrapienie (thlipsis), ale żeby było po równi (all’eks isotētos)” (8,13).
list do Kościołów w Achai (2Kor 9)
W 2Kor 9 temat jest ten sam, co powyżej, ale adresatami są tym razem wszyscy wierni rzymskiej prowincji Achai. Paweł przekazuje tutaj kolejną normę postępowania wedle prospołecznej caritas: „kto sieje skąpo, skąpo też i zbierać będzie, kto zaś sieje hojnie, hojnie też i zbierać będzie. Każdy [niech postąpi tak], jak sobie zadecydował w sercu: bez żalu i przymusu. Radosnego bowiem dawcę miłuje Bóg” (9,6n). Ostatecznie chodzi o to, aby „darowizna… okazała się hojnością, a nie sknerstwem” (9,5).
list „pisany we łzach” (2Kor 10 — 13)
Z kolei treścią listu „pisanego we łzach” (wybitnie o charakterze apologetycznym) jest wykazanie, że w Pawle nie ma żadnej dwulicowości ani podstępu wobec Koryntian: jest taki sam zarówno w listach („groźny i nieubłagany”), jak i kiedy staje przed nimi twarzą w twarz („słaby, a jego mowa nic nie znaczy”, 10,10).
Ostro i z dużą dozą ironii pisze o tzw. „super-apostołach” (11,5.11), którzy zawładnęli sercami Koryntian: „nie okazują oni wielkiego rozsądku, gdy samych siebie mierzą miarą własnej osoby i porównują się sami z sobą” (10,12). Paweł, choć czuje się „niewprawny w słowie” (idiōtēs tō logō), ale przecież „nie pod względem wiedzy” (all’ū tē gnōsei) (11,6). Jak pisze, poślubił Koryntian „jako czystą dziewicę” Chrystusowi i dlatego jest teraz o nich „szalenie zazdrosny” (dosłownie: „zazdrosny Bożą zazdrością”, 11,2). Co więcej, „ogałacał” inne Kościoły, znacznie uboższe materialnie od Koryntu, byle tylko nie być dla nikogo ciężarem, a im samym „przyjść z pomocą”! (11,8).
W końcu przechodzi do słów, które są kulminacyjnym punktem obrony jego urzędu apostolskiego i własnej zarazem (11,16 — 12,13). Kierując się — jak pisze — „szaleństwem”, stawia swoim rozmówcom w Koryncie najpierw szereg pytań retorycznych: „Hebrajczykami są? Ja także. Izraelitami są? Ja także. Dziećmi Abrahama są? Ja także. Sługami Chrystusa są? Powiem jak człowiek nierozumny: ja jeszcze bardziej” (11,22n). I tu wylicza wszystkie trudy, niebezpieczeństwa i dolegliwości, które zniósł dla Jezusa, pisząc m.in.: „raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej… Kto odczuwa słabość, bym i ja nie czuł się słaby?… Jeżeli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości” (11,23nn).
Potem przechodzi do „widzeń i objawień Pańskich” (12,1), jako kolejnego argumentu na rzecz prawdziwości swej misji apostolskiej: był „porwany aż do trzeciego nieba” (12,2), czyli przed samo oblicze Najwyższego, „i słyszał tajemne słowa, których się nie godzi człowiekowi powtarzać” (12,4). To właśnie jest dla niego powodem do największej dumy i radości, ale — „aby nie wynosił mnie zbytnio ogrom objawień — dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował, żebym się nie unosił pychą” (12,7). Na czym polegała ta słabość, trudno powiedzieć, niektórzy przypuszczają na podstawie Ga 4,12nn, że chodzi o jakąś chroniczną chorobę oczu. W każdym razie Paweł trzykrotnie prosił Pana, aby oddalił od niego to cierpienie, lecz usłyszał słowa: „Moja łaska ci wystarczy. Moc bowiem w słabości się doskonali” (12,9). Stąd Paweł konkluduje: „Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach… Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (12,10). I to są dowody jego apostolskiego powołania i prawdziwości misji otrzymanej od Chrystusa.
Swą wypowiedź kończy dwukrotnym zapewnieniem o swym pewnym przybyciu do wspólnoty (12,14; 13,1). Czyni to jednak z odrobiną niepokoju w sercu: „Obawiam się, że gdy przyjdę, znajdę was nie takimi, jakimi pragnąłbym was znaleźć, a i dla was okażę się takim, jakiego sobie nie życzycie” (12,20). Jednak mimo wszystko pragnie się z nimi spotkać: „Nie szukam bowiem tego, co wasze, ale was samych… nawet siebie samego wydam za dusze wasze” (12,14n). Szczerość swych intencji wobec Koryntian zamyka ostatecznie słowami: „Nie o to chodzi, byśmy się sami okazali wypróbowani, lecz byście wy czynili, co dobre, a my — żebyśmy byli jakby odrzuceni… Cieszymy się bowiem, gdy my jesteśmy słabi, wy zaś — mocni” (13,7.9).

W pozdrowieniach końcowych listu życzy Koryntianom, aby… nieustannie się cieszyli (!), wzmacniali się duchowo, zachęcali i pocieszali siebie nawzajem, byli zgodnej myśli, zachowywali pokój w relacjach międzyludzkich, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z nimi wszystkimi (13,11).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz